czwartek, 2 maja 2013

ROZDZIAŁ 61 - CO TAK?


Jak to dobrze, że wracam do domu. Strasznie przywiązałam się do tych ludzi i szczerze zamieszkałabym tu, aby im pomóc, lecz nie chcę patrzeć na śmierć innych. Jestem za bardzo uczuciowa. Może nie zawsze to okazywałam, ale tak jest – naprawdę.
Leciałam razem z chłopakami w samolocie. Przez całą drogę się nie odzywałam. Miałam gulę w gardle, nie mogłam z siebie wydusić ani słowa. Chłopcy jak zwykle śpiewali, nic a nic się nie zmęczyli. Podziwiam ich za to.
-Jesteś głodna? – spytał Harry.
-Nie bardzo. – odpowiedziałam niechętnie.
-Musisz coś jeść. – popatrzył mi w oczy. Nie chciałam się z nim dłużej sprzeciwiać po prostu poprosiłam, aby zamówił mi cokolwiek. Nadal patrzyłam w szybę i podziwiałam chmury.
-Proszę. – podsunął mi pod nos Hazza.
-Dziękuję. – uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść spaghetti.
Lot zleciał szybko, z lotniska odebrał mnie Tata. Bez słowa pojechałam do domu.
Okazało się, że jest tam Gemma i Tony. Jakoś nie miałam nastroju do rodzinnych spotkań, ale nic się nie odezwałam.
-My jedziemy do Milkshake City, a Wy zostańcie. – oznajmił chwilę później Tony.
-Jasne. – uśmiechnęłam się najszczerzej jak w tym momencie umiałam  i zamknęłam za nimi drzwi.
Moja szwagierka była już tydzień przed terminem. Wyglądała bardzo ładnie, naprawdę ciąża jej służyła.
-Jak w małżeństwie? – spytałam.
-Szczerze to nie widzę różnicy oprócz obrączek na naszych dłoniach.. Aczkolwiek muszę przyznać jest cudownie. – uśmiechnęła się. Chyba wreszcie znalazłyśmy wspólny język. – A jak z Harrym?
Spuściłam wzrok i nie wiedziałam co powiedzieć. W sumie sama nie wiem co było między nami. Kocham go to oczywiste, ale czy my jeszcze do siebie wrócimy?
-Dogadujemy się. – popatrzyłam w jej oczy.
-Ale wrócicie do siebie czy nie? – ciągnęła mnie za język. Kurde czemu ona musi być aż tak wścibska?
-Nie wiem, wiesz dobrze, że to nie zależy ode mnie. Chcesz lody? – zmieniłam temat.
-Tak. A masz jeszcze ogórki kiszone?
-Są, zaraz Ci przyniosę.
Nie zdziwiłam się zachciankami Gemmy, sama miałam, podobne zachcianki, mimo że ja nigdy nie byłam w ciąży.
-Masz. – podałam jej talerzyk z lodami i usiadłam obok niej. Oglądałyśmy jakiś teleturniej i załamywałyśmy się głupotą innych ludzi.
-Ała! – krzyknęła nagle Gemma i upuściła łyżkę.
-Co jest? – spytałam przerażona.
-Chyba odeszły mi wody. – spojrzałyśmy na jej spodnie, które były całe mokre w kroku.
-Dzwonie po karetkę. – powiedziałam i wykręciłam numer pogotowia.
Wysłali karetkę, ale po drodze się zepsuła i musimy czekać na drugą. Ułożyłam Gemmę w wygodny sposób. Pani, która ze mną rozmawiała kazała mi dotknąć ją po kroczu i zobaczyć czy wychodzi główka dziecka.
Na moje nieszczęście główka już była, więc nie miałam innego wyboru, musiałam odebrać poród. Gemma krzyczała  wniebogłosy. Zanim zaczęła przeć przyniosłam chyba ze trzydzieści ręczników i umyłam ręce.
Po około godziny dziecko wyszło – chłopiec. Karetka była blisko więc to oni mieli mnie poinstruować jak przeciąć pępowinę. Cały dywan w salonie był we krwi, ale to nic, ważne, że na świat przyszedł mój bratanek.
Pojechałam razem z nimi, w międzyczasie zadzwoniłam do brata i powiedziałam  że jedziemy do szpitala. Na miejscu się wszyscy spotkaliśmy, jeszcze Harry był z nimi.
-Czemu Ty jesteś cała we krwi? – spytał Tony, a Harry z Tatą mi się przyglądali z przerażeniem.
-Karetka się zepsuła, ona zaczęła rodzić, musiałam przyjąć poród. Masz syna. – uścisnęłam brata. – I nie zdążyłam się umyć. – dodałam.
-Jesteś taka dzielna. – odparł ojciec i po chwili wylądowałam w jego ramionach.
Poszłam do łazienki się umyć, gdy wyszłam czekał na mnie Harry.
-Wiesz chyba musimy pogadać. Nie chcę tego odkładać, bo wiem, że będzie jeszcze trudniej. – popatrzył mi w oczy.
-Jasne. – uśmiechnęłam się, bo dobrze wiedziałam, że to nie będzie dobra rozmowa.
-Kocham Cię, naprawdę.
-Ja Ciebie też – przerwałam mu.
-I nie chcę dłużej czekać. Chcę żeby było jak dawniej. Kochać się z Tobą o każdej porze dnia, wspólnie gotować, śmiać się, sprzątać. Jestem dla mnie największym skarbem rozumiesz? – powiedział z prędkością karabinu.
-Tak. – szepnęłam.
-Co tak? – popatrzył na mnie pytająco.
-Też chcę tego samego co Ty. – uśmiechnęłam się nieśmiało.