czwartek, 27 września 2012

DLACZEGO HEJTUJECIE ELEANOR CALDER?!


Dlaczego hejtujecie Eleanor? Może wiele z Was nie weźmie sobie do serca to co napiszę, ale muszę to zrobić, bo dosłownie krew mnie zalewa. 

1.Na gali KCA Eleanor szła przed siebie, ponieważ nie chce być szarą myszką, że też chce do czegoś 
dojść. A po co miała zwracać uwagę na papparazi? Żeby pozowac do zdjęć i żebyście znowu mówiły jaka to ona nie jest, że się lansuje? Louis potrzebuje dziewczyny, która jest pewna siebie, a Eleanor dokładnie taka jest.
2.Szła z Lou i podeszła fanka, on odmówił. Dobrze zrobił, bo był na RANDCE i nie chciał jej zostawić samej. Jak Wy byście się poczuły, będąc z którymś chłopakiem z 1D na randce i on by podszedł do fanek i pozował by sobie do zdjęć, a któraś z Was siedziałaby jak głupia i patrzyła na to? A to, że powiedział, że nie jest w pracy to JEGO SPRAWA. On ma swój rozum i to nie jest wina El, że tak odpowiedział. A Eleanor ma swoje życie i co ją w sumie obchodzą fanki 1D? Sama nazwa mówi FANKI ONE DIRECTION, A NIE ELEANOR CALDER, więc co jej do tego ?!
3. Sytuacja w MSC. Co ona miała robić? Stala z boku i tyle. Stara się żyć jak normalna dziewczyna. Fanki były JEGO NIE JEJ
4. Pieniądze dla Eleanor nie są ważne. To, że ON jej coś kupuje, nie znaczy, że jest z nim dla pieniędzy. El pracuje w sklepie i wykłada towar. Więc zastanówcie się czy gdyby była z nim dla kasy to czy by nadal tam pracowała !? -.-
5.Co do trendsa o Hannie i Lou, mogło jej się zrobić przykro, bo to jednak była dziewczyna jej chłopaka. Żadna z Was nie jest tego pewna w stu procentach, że zadzwoniła do Louisa i płakała. Nawet gdyby, to pokazała, że jest wrażliwa i to nie jest nic złego.
6. Funcluby są o niej, bo ją kochają. Jak Wy tego nie rozumiecie to już Wasza sprawa. Ja nie lubię Perrie i nie piszę o niej, że się lansuje, choć nie raz była taka sytuacja, ale nie ważne, nie chcę o tym mówić. Po prostu zachowuje to dla siebie, bo w porównaniu do Was jestem dojrzała. 
7. Danielle i Perrie dużo osiągnęły, ale zauważcie, że El jest ZWYKŁĄ dziewczyną i gdyby, któraś z Was, była dziewczyną któregoś z nich to było by Wam miło, gdyby mówili, że nic nie macie? Tak jak wszystkie Directionerki jesteście prostymi dziewczynami, nie osiągnęłyście nic, nie usłyszał o Was świat. 
8. NIE DZIWIĘ SIĘ Louisowi, że blokuje, czy coś w ten deseń, osoby, które są jego fanami, a jednocześnie hejtują Eleanor. Tak jak Wy bronicie całe One Direction, gdy ktoś inny nazywa ich cyt. pedałami czy rzuca w nich innymi obelgami, tak i on broni swojej ukochanej osoby. 
9. Ja sama kiedyś nie lubiłam Eleanor, ani Danielle, ale zrozumiałam, że nic mi nie zrobiły i jest je za co podziwiać. To w większości dzięki Mattie. Teraz jestem, no można powiedzieć, że fanką Eleanor. Chciałabym bardzo ją poznać, bo naprawdę jest wspaniałą osobą jak każda z Directionerek. 

Pisałam to do dziewczyny, która założyła bloga i obrażała na nim Eleanor. Trochę pozmieniałam, ale chcę Was uświadomić, że nie warto jest obrażać innych. Ci co nie lubią El, dobrze wiedzą o jakie sytuacje mi chodzi i nawet ich nie rozwijałam. Pewnie większość z Was jest szarymi myszkami, które nie są zauważane w szkole i hejtują innych w sieci, bo im zazdroszczą. To nie jest dobre. Życie nie polega na ukrywaniu się, trzeba się pokazać. Świat należy do odważnych. 
A i jeszcze jedno. Nawet jak zerwą ze sobą to będę ją kochać. Nawet gdy go zrani. BO KAŻDY JEST CZŁOWIEKIEM I KAŻDY POPEŁNIA BŁĘDY!
Eleanor Calder, you are amazing :) xx

Jeżeli są tutaj jakieś osoby, które nie lubią Eleanor to po prostu nie czytajcie dalej mojego opowiadania, bo ja chcę, aby czytały to PRAWDZIWE Directionerki. A prawdziwe Directionerki to takie, które akceptują wszystko w chłopkach. Ich styl, ich humorki, ich samych, a PRZEDE WSZYSTKIM ich wybory miłosne.
 
To z mojej strony na fb, na photoblogu też to zamieściłam, rozgłaszam to wszędzie, gdzie się da. Mam nadzieję, że chociaż cześć z Was mnie popiera.
 
 
kissonme
 
xx

ROZDZIAŁ 40 - JA PO PROSTU CHCĘ CI SIĘ PODOBAĆ.


tydzień później

Wreszcie mogłam wyjść ze szpitala. Zaczęłam regularnie jeść, codziennie przychodziła do mnie pani psycholog. Kazała mi założyć dzienniczek, w którym mam opisywać to co jem.
-Co chcesz dziś robić? - spytał Harry.
-Poleniuchowałabym w domu. - uśmiechnęłam się.
-Okej, ale pojedziemy zrobić zakupy, bo lodówka pewnie jest pusta. - powiedział.
-Dobra. - przytuliłam się do niego.
W supermarkecie kupiliśmy mnóstwo słodyczy. Oczywiście większość była propozycjami Hazzy.
W domu urządziliśmy sobie seans filmowy. Mój chłopak jadł chipsy, ja jadłam żeli o smaku coli. Odłożyłam paczkę na bok i patrzyłam w telewizor.
-Czemu już nie jesz? - spytał.
-Najadłam się. - oparłam.
-Dwoma żelkami? - spytał kpiąco. - Zrozum Vicky nic Ci się nie stanie, jesteś piękna.
-Ale jak będę gruba to już nie będę dla Ciebie ładna. - spuściłam głowę.
-Nigdy nie byłaś gruba! I przestań o tym gadać  bo mnie to już naprawdę denerwuje. Ile razy można powtarzać Ci to samo?! - krzyknął.
Rozpłakałam się i pobiegłam do naszej sypialni. Rzuciłam się na łóżko i płakałam w poduszkę.
-Przepraszam. - wszedł Harry i położył się obok mnie. - Musisz po prostu zrozumieć  że nie wygląd jest najważniejszy. I powinnaś skończyć czytać te plotkarskie głupoty. Chcesz znowu trafić do szpitala? Tylko za drugim razem nie wypuszczą Cię tak szybko.
-Nie chcę. - odwróciłam się do niego. - Ja po prostu chcę Ci się podobać.
-I mi się podobasz, ale musisz przytyć dla Twojego dobra.
-Kocham Cię. - przytuliłam się do niego.
-Ja Ciebie też. - pocałował mnie w głowę. - Idziemy dalej oglądać ten film?
-Nie. - popatrzyłam w jego oczy. - Zostałabym tutaj.
-Ja też. - zbliżył się do mnie i złożył namiętny pocałunek na moich ustach. Zaczęliśmy się nawzajem rozbierać  czułam, że coraz bardziej rośnie między nami pożądanie. Tak dawno tego nie robiliśmy ...
***
Obudziłam się pod wieczór, spojrzałam na zegarek, na stoliku nocnym, była 19:25, Harrego nie było obok mnie. Założyłam majtki i jakąś jego koszulkę i poszłam do kuchni.
-Cześć kochanie. - złapałam go od tyłu i ugryzłam go lekko w ucho.
-Jak się spało? - odwrócił się do mnie i objął w biodrach.
-Hmm bardzo dobrze, ale o wiele lepiej było mi przed spaniem. - pocałowałam go w usta.
-Mi też i chętnie bym to teraz powtórzył, ale muszę się pakować. - powiedział.
-Gdzie? - odsunęłam się lekko od niego.
-Muszę nadrobić koncerty, na których mnie nie było. - powiedział smutno.
-Kiedy wrócisz? - spytałam głosem małej dziewczynki.
-Za dwa dni. - pocałował mnie.
-Kocham Cię i już tęsknię. - popatrzyłam w jego piękne oczy i bawiłam się jego loczkami.
On nic nie powiedział tylko złączył nasze usta po raz kolejny w pocałunku.

niedziela, 23 września 2012

ROZDZIAŁ 39 - [...] NAWET NIE WIESZ JAK SIĘ MARTWIŁEM.


Obudziłam się w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Słońce mnie raziło, zapach drażnił. Podniosłam się delikatnie i zobaczyłam, że w mojej sali na krześle leży Harry.
-Harry .. - szepnęłam.
-Co?! - zerwał się na równe nogi. - Już się wybudziłaś. Tak się cieszę, nawet nie wiesz jak się martwiłem. Błagam Cię nigdy więcej nie rób mi czegoś takiego. - pogłaskał mnie po policzku.
-Ale co się stało? - spytałam.
-Walczyłaś o życie. Zrozum, że przez Twoje nie jedzenie mogłaś umrzeć. Znalazła Cię Eleanor. Gdyby nie ona, nie wiem co by było ... - jego głos się załamał. Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę co tak naprawdę zrobiłam.
-Harry.. - zaczęłam płakać. - Przepraszam, obiecuję, że już nigdy tego nie zrobię. Będę jadła ile będziesz chciał. - przytuliłam się do niego.
Nasz płacz przerwał nam lekarz.
-Wreszcie się wybudziłaś. - zaczął. - Nie ukrywam, że to co zrobiłaś było bezmyślne, będziesz musiała uczęszczać na terapię, do tego odpowiednie leki, jedzenie. - zaczął wyliczać.
-Zgadzam się na wszystko. - powiedziałam z prędkością karabinu maszynowego.
-Jaka jest Twoja obecna waga? - zaczął mnie pytać.
-W tamtym tygodniu było 44,5 teraz nie wiem. Może jest tak samo, a może się coś zmieniło. - powiedziałam.
Lekarz wyciągnął z jakieś szafki, w mojej sali, wagę.
-Wiem, że jesteś słaba, ale musisz stanąć, bo muszę wiedzieć ile ważysz. - powiedział. Ostatkami sił stanęłam na tym okropnym urządzeniu.
-43 kilo. - powiedział lekarz. -Kiedy zaczęłaś się odchudzać?
-Dwa i pół miesiąca temu. - odpowiedziałam.
-Ile wtedy ważyłaś?
-54 kilogramy.
-Straciłaś 11 kilo, to na prawdę dużo jak na Twoja posturę. Będziesz musiała teraz o siebie zadbać. - powiedział.
-Na pewno. - uśmiechnęłam się.
Doktor poszedł, a ja zostałam sam na sam z Harrym.
-Obiecujesz, że już nigdy tego nie zrobisz?
-Obiecuję. - oparłam swoje czoło o jego.
Do sali wszedł mój Tato z Tonym i Eleanor.
-Najchętniej to bym przetrzepał Ci ten tyłek! - pogroził mi ojciec palcem. - Nigdy nas tak nie strasz. - przytulił mnie mocno.
Każdy przyniósł mi mnóstwo jedzenia i musiałam to zjeść. Nie miałam wyboru. Przez własną głupotę mogłam stracić życie, a co najważniejsze, mogłam stracić Harrego. Tego bym sobie nigdy nie wybaczyła.
-------------------------
Rozdział dedykuję hope, która tak bardzo wywierała presję, abym nie zabiła głównej bohaterki. Nie chciałabym mieć Cię kochana na sumieniu :) Nie no a tak szczerze, ten rozdział napisałam już chyba w czwartek, bo nagle dostałam weny. Jak bym ją uśmierciła, to opowiadanie nie miałoby sensu i musiałabym go zakończyć. Oczywiście niedługo będę to kończyła, ale jeszcze nie teraz :) Mam nadzieję, że Ci się podoba :)

kissonme

xx

P.S. Napisałam do Ciebie na pocztę :)
Jeżeli ktokolwiek miałby do mnie jakieś pytania lub swoje pomysły, które mogłabym użyć w opowiadaniu piszcie na twittera: @cocaine1309 lub na adres meilowy: kissonme@onet.pl

sobota, 22 września 2012

ROZDZIAŁ 38 - ONA WALCZY O ŻYCIE.


tydzień później

oczami Harrego

Vicky przy mnie jadła normalnie, ale nie miałem jej przecież na oku 24 godziny na dobę. Bałem się o Nią, ale musiała zrozumieć, że to co robiła jest złe. Przecież ona zawsze była piękna, z resztą każda kobieta jest piękna, żadna nie jest gruba, po prostu jedna ma więcej ciałka, a druga nie. Byłem właśnie na nagraniu z chłopakami, gdy rozdzwonił się mój telefon. Już chyba po raz trzeci czułem wibracje w swoich spodniach.
-Paul muszę odebrać. - powiedziałem i wyszedłem z pomieszczenia.
Eleanor? Zdziwiłem się. Odebrałem.
-No co jest?
-Vicky jest w szpitalu. Przyjedź jak najszybciej. - powiedziała zapłakana przyjaciółka.
-W którym? - starałem się myśleć trzeźwo.
-Świętej Kingi. Pospiesz się Harry. - mówiła zapłakana.
-El co jest? - byłem przerażony.
-Ona walczy o życie. Nie jest dobrze. - zaczęła płakać.
Rozłączyłem się, wszedłem do studia, zacząłem ubierać kurtkę i szukać moim kluczyków.
-Harry, gdzie Ty idziesz? Nie możesz teraz wyjść, przecież nagrywamy kawałek. - powiedział wkurzony Paul i zagrodził mi drogę.
-Vicky walczy w szpitalu o życie. - warknąłem i odepchnąłem go.
-Harry jadę z Tobą. - powiedział Louis i po chwili oboje wyszliśmy z budynku.
-Chodź pojedziemy moim samochodem, jesteś zbyt zdenerwowany. - odparł przyjaciel, a mnie było wszystko jedno, byle moja dziewczyna żyła.
-Co się dokładnie stało? - spytał.
-Eleanor zadzwoniła i powiedziała, że Vicky walczy o życie w szpitalu świętej Kingi. - mówiłem cały roztrzęsiony, a łzy spływały mi po policzkach.
-Spokojnie, będzie dobrze. - pocieszał mnie.
W szpitalu byliśmy po piętnastu minutach.
-Co z nią? - krzyknąłem, gdy zobaczyłem Eleanor stojącą przed salą, do której pokierowała nas pielęgniarka w recepcji.
-Nic mi nie mówią. - płakała. Przytuliła się do mnie, a ja zacząłem płakać razem z nią. - El, co się dokładnie stało?
-Przyszłam do waszego mieszkania, chciałam ją wyciągnąć na jakieś zakupy, nikt nie otwierał, więc złapałam za klamkę, drzwi były otwarte, więc weszłam. Na podłodze leżała Vicky i się nie ruszała. - zaczęła jeszcze bardziej szlochać. Nagle wyszedł lekarz z jej sali.
-Państwo są kimś z rodziny? - spytał.
-Ja jestem jej chłopakiem. - odpowiedziałem od razu.
-A my jej przyjaciółmi. - powiedział Louis.
-Co z nią? - spytałem.
-Nie jest dobrze, ale wyjdzie z tego. Za kilka godzin powinna się wybudzić. Nie ukrywam, że jej stan jest fatalny, ma sporą niedowagę. Popadła w bulimię, nie wiem kiedy jadła jakiś porządny posiłek i go nie zwróciła, podejrzewam, że było to jakieś 2-3 miesiące temu. - podrapał się po swojej łysej głowie.
-Mogę do niej wejść? - spytałem.
-Tak, ale tylko na chwilę. - powiedział.
Wszedłem do sali. Była taka krucha, taka blada. Zacząłem cicho płakać. Usiadłem na krzesełku obok niej i złapałem delikatnie za rękę.
-Kocham Cię. - szepnąłem i pocałowałem jej dłoń.

piątek, 21 września 2012

ROZDZIAŁ 37- SCHUDŁAŚ ...


miesiąc później

oczami Harrego

Wróciłem do domu, pełen tęsknoty za moją dziewczyną.
-Jestem! - krzyknąłem z progu.
-Harry ?! - pisnęła ze zdziwienia i się na mnie rzuciła. - Miałeś być dopiero jutro. - widziałem łzy na jej policzkach.
-Niespodzianka. - pocałowałem ją w usta. Poszliśmy do kuchni i dopiero tam doznałem szoku. -Vicky co Ci się stało?!
-Co masz na myśli? - spytała ze zdziwieniem.
-Schudłaś ... - odpowiedziałem pełen zdumienia. Była jak kościotrup. Może to nie miłe, ale taka była prawda.
-Tylko trochę. - uśmiechnęła się.
-Trochę?! - krzyknąłem. -Ty straciłaś jakieś 10 kilogramów!!
-9 i pół. - poprawiła mnie.
-Na miłość boską po co Ci to? Przecież byłaś piękna. - pogłaskałem ją po twarzy.
-Czyli Ci się nie podobam? - spytała ze łzami.
-To nie tak, ale jesteś za chuda, Vicky powiedz co się dzieje? - złapałem ją za dłonie.
Usiadła przy stole bez słowa i zaczęła płakać.
-Miałeś rację. Wtedy, gdy myślałeś, że jestem w ciąży, tak na prawdę wymuszałam wymioty po posiłku. Chciałam schudnąć, żeby Ci się bardziej podobać.
-Przecież dla mnie zawsze byłaś idealna. - kucnąłem przy niej.
-Przeczytałam w internecie, że jestem najgrubsza. - rozpłakała się na dobre.
-Jak jesteś najgrubsza?
-No porównywali Alice, Danielle, Eleanor i mnie. Al waży 49 kilo, Dan 48, a El 50 tylko ja z nich ważyłam 54. Teraz ważę 44,5.
-Kochanie przecież to może Cię zabić. Jesteś piękna, byłaś i dla mnie zawsze będziesz. Musisz teraz jeść  pójdziemy do lekarza, będziesz chodzić na terapię.
-Nie chcę na żadną terapię! - krzyknęła. - Będę jadła, ale nie chcę ważyć więcej niż 47 kilogramów.
-50. - negocjowałem.
-47,5 - ona też nie dawała za wygraną.
-50. - byłem przy swoim.
-46. - zmniejszyła.
-Dobra zobaczymy jak będzie Ci jedzenie wchodziło. Jak nie pójdziemy do lekarza. - zagroziłem.
-Dobrze będę jadła. - spuściła wzrok.
-Nikt nic nie zauważył, że się głodzisz? - spytałem zdumiony.
-Nie spotykałam się z nimi często, z moim Tatą też nie. Chciałam być sama. - znowu zaczęła szlochać.
-Już dobrze. - przytuliłem ją do siebie. - Damy radę. - powiedziałem, choć sam w to nie wierzyłem. Przerastało mnie to.

czwartek, 20 września 2012

ROZDZIAŁ 36 - MOŻE POWINNIŚMY PÓJŚĆ DO LEKARZA?


oczami Harrego

Vicki po każdym posiłku zwracała jedzenie. Myślała, że nie widzę co się dzieje, ale ja doskonale wiedziałem, co się święci.
Pewnego dnia ją o to zapytałem:
-Kiedy masz zamiar w końcu mi powiedzieć?
-Ale co? - udawała, że nie wie o co mi chodzi.
-No jak to co. Kochanie dobrze wiemy, że oboje się kochamy, kilka razy zdarzyło nam się nie zabezpieczyć, Ty teraz wymiotujesz, to oznacza tylko jedno. - przysunąłem ją do siebie.
-Co? - chyba nie wiedziała o co mi chodzi.
-No jak to co? Jesteś w ciąży, prawda? - uśmiechnąłem się.

moimi oczami

Chyba się przesłyszałam. On myślał, że jestem w ciąży? Dobre sobie.
-Co? Nie. To nie ciąża. I ja nie wymiotuję, skąd Ci to w ogóle przyszło do głowy? - spytałam.
-Naprawdę nie masz się czego obawiać. Poradzimy sobie z dzieckiem. Zobaczysz, że będziemy świetnymi rodzicami. - powiedział i mnie przytulił.
-Harry, ale ja naprawdę nie jestem w ciąży, mogę Ci nawet zrobić test, jeżeli mi nie wierzysz.
-To w takim razie dlaczego wiecznie chodzisz do łazienki po jedzeniu i tak mało jesz? - zrobił podejrzaną minę.
Ciężko było mi go okłamywać, ale nie mogłam wyjawić mu prawdy.
-Myję ręce, a nie jem dużo, bo coś ostatnio nie ciągnie mnie do jedzenia. - zrobiłam skwaszoną minę.
-Może powinniśmy pójść do lekarza? - spytał.
-Nie, wszystko jest okej. - uśmiechnęłam się.
-Na pewno?
-Jasne. - pocałowałam go.
Nie było mi łatwo go okłamywać, ale nie mogłam przestać. Czułam się z tym podle, ale robiłam to też dla niego, żeby nie musiał się wstydzić swojej grubej dziewczyny.

półtora miesiąca później

Trasa dobiegła końca, a ja schudłam jedynie 2 kilo, bo Harry cały czas mnie pilnował. Teraz on musi wyjechać na miesiąc, a ja zostaję w domu, bo muszę załatwić wszystko na uczelni. Postanowiłam, że wezmę się za siebie.
Nie jadłam nic, dokładnie już 3 dni. Jestem na samej wodzie, kręci mi się w głowie, ale będę silna i schudnę. Sięgnęłam po suchą kromkę chleba, tym przecież nie przytyję ... chyba. Boże, co się ze mną dzieje?! To wszystko mnie przerasta, może powinnam się zabić? Nie, to nie wchodzi w grę. Przecież dobrze mam z Harrym, ale z drugiej strony ... Jestem gruba ... Nie chcę, aby się za mnie wstydził.
Cóż dla niego zrobię wszystko.

środa, 19 września 2012

ROZDZIAŁ 35 - TAK, PRAWDOPODOBNIE JEST W CIĄŻY.


Harry był na próbach, a ja siedziałam w naszym pokoju hotelowym. Który to już był? Chyba 9. Tak od 9 dni tułamy się jak jakieś zwierzęta. Co raz mniej to mi się podoba. Nie lubię ciągle zmieniać miejsca zamieszkania.
Przeglądałam jakieś strony plotkarskie i tak z ciekawości weszłam na artykuł o mnie. Nigdy tego nie robiłam, bo wiedziałam, że są tam same bzdury, ale tytuł artykułu mnie zaciekawił.
Było tam o mojej wadze, Dan, El i Alice. Skąd oni mieli do cholery takie dane?! Danielle ważyła 48 kilogramów, Eleanor 50, a Al 49. Ja jedynie wychodziłam ponad normę. Ważyłam aż 54 kilo! Musiałam to zrzucić  Oczywiście pojawiły się komentarze, w których pisało, że jestem ładna, ale przecież nie mogłam pozwolić na to, aby być grubą. Zamknęłam laptopa i spojrzałam w wielkie lustro, które było w naszym pokoju. Faktycznie miałam kilka zbędnych kilogramów, ale aż tak gruba to ja nie byłam, żeby nazywali mnie tłustym prosiaczkiem. Postanowiłam, że przejdę na dietę, ale o niczym nie powiem Harremu, żeby się nie zdenerwował.
-Vicki, idziemy na lunch, zbieraj się. - do mojego pokoju wpadła Eleanor.
-Wiesz, nie mam ochoty. Zamówię sobie chińszczyznę. - uśmiechnęłam się do brunetki.
-Nie żartuj, tylko chodź. - złapała mnie za rękę.
-No dobra. - złamałam się.
Poszłyśmy z dziewczynami na pizzę. Zjadłam jeden kawałek i już czułam, że tyję. Przeprosiłam dziewczyny i poszłam do toalety. Zaczęłam wymuszać wymioty i w końcu mi się udało. To było okropne uczucie, ale jakoś musiałam się tego pozbyć.
Umyłam buzię, wzięłam gumę do ust i wróciłam do przyjaciółek. Poszłyśmy jeszcze na miasto i około 20 wróciłyśmy do hotelu. Nie szłyśmy na koncert chłopaków, bo manager powiedział, że nie chce, aby stała nam się jakaś krzywda, bo nigdy nie wiadomo, co może stuknąć do głowy fankom, lecz ja tak nie myślałam, ale dla świętego spokoju zgodziłam się na to, aby zostać wieczorami w pokoju.
Około 24 Harry wrócił do pokoju. Był jak zwykle padnięty.
-Jutro mamy wolne. Wynagrodzę Ci te dni i spędzimy ten dzień we dwoje. - pocałował mnie w usta i zasnął.
Ja długo tej nocy nie mogłam spać. Ciągle zastanawiałam się czy dobrze robię, w końcu doszłam do wniosku, że to tylko rozwiązanie na jakiś czas, nie na długo. Przecież muszę zrzucić jakieś 8 kilo, nie więcej.
Rano obudziłam się w dobrym humorze. Ptaki śpiewały, a za oknem świeciło piękne słońce.
-Śniadanie podano do łóżka. - usłyszałam za sobą głos Harrego, który szedł z tacą.
-Dziękuję, ale nie jestem głodna. - uśmiechnęłam się.
-Musisz przecież coś zjeść, idziemy zaraz zwiedzać. - uśmiechnął się.
-Ale ja na prawdę nie chcę. - powiedziałam stanowczo.
-Vicky, co się dzieje, odchudzasz się? Jeżeli tak to wiesz, co ja o tym myślę i kategorycznie mówię nie.
-Nie, nie odchudzam się. - skłamałam. - Po prostu nie mam apetytu, ale jak Ci tak zależy to zjem tę grzankę. - wskazałam na pokarm, na tacy.
Harry się uśmiechnął, a ja zaczęłam jeść grzankę. Znowu czułam, że tyję. Gdy wreszcie skończyłam, poszłam do łazienki i wszystko zwróciłam, oczywiście zrobiłam to tak, aby mój chłopak się nie zorientował, więc wcześniej odkręciłam wodę w kranie. Nie wymiotowałam długo, potem zrobiłam poranną toaletę i byłam gotowa na to, aby zwiedzać z Hazzą i innymi, mimo że mieliśmy plany, aby spędzić ten dzień we dwoje.
Około 12 wszyscy zgłodnieli i wybraliśmy się do jakieś knajpki. Znowu nie chciałam jeść, ale nie chcąc  rzucać im jakichkolwiek podejrzeń, zamówiłam duże frytki.
-Na pewno nic więcej nie chcesz? - spytał Harry.
-Nie jestem głodna. Może później coś zjem.Na razie tyle mi wystarczy - odparłam.
Usiadłam przy stole i czekałam na swoje zamówienie razem z resztą. Rozmawiali o koncertach chłopaków, o zabawnych sytuacjach z fankami, a ja udawałam, że mnie to bawi, lecz w głębi siebie modliłam się, aby znowu nie przytyć.
Wszyscy zaczęli jeść to co podała im miła Pani kelnerka, a ja nie mogłam. Patrzyłam na jedzenie ze wstrętem, ale musiałam się zmusić, żeby moim przyjaciele nie odkryli mojej tajemnicy. Oczywiście, gdy skończyłam poszłam do łazienki.

oczami Harrego

-Nie uważasz, że z nią dzieje się coś dziwnego? - spytała mnie Danielle.
-Dlaczego tak sądzisz? - zdziwiłem się.
-Wczoraj jak byłyśmy na pizzy też mało zjadła i od razu po tym poszła do toalety i długo jej nie było.
Zacząłem wszystko układać w jedną całość.
-Dziś rano też od razu po jedzeniu poszła do łazienki, puściła wodę, ale może być tak, ze wymiotowała. Czy ona ... ona ... ? - jąkałem się.
-Tak, prawdopodobnie jest w ciąży.
---------------------
mój twitter: @cocaine1309
follow me = follow you

kissonme

xx

piątek, 14 września 2012

ROZDZIAŁ 34 - ZRÓB MI KAWĘ.


Weszłam do naszego pokoju i poszłam się wykąpać. Traktowałam Harrego jak powietrze, gdy kładłam się do łóżka, obróciłam się do niego plecami, chciał mnie przytulic, ale wyswobodziłam się z jego objęć.
Rano obudziło mnie śniadanie do łóżka.
-Nie dąsaj się już na mnie. - powiedział Harry i pocałował mnie w czoło. Popatrzyłam w jego oczy i odparłam:
-Zrób mi kawę. - i wzięłam się za przygotowane grzanki.
Harry posłusznie robił to co mu kazałam.
-Nie rób tak więcej. - powiedziałam w końcu.
-Ja po prostu lubię Cię rozpieszczać i pozwól mi na to od czasu do czasu, proszę. - złapał mnie za rękę.
-Dobrze. - uśmiechnęłam się. - Daj buziaka.
Oczywiście buziak przeciągnął się do namiętnego całusa, ale był cudowny, jak z resztą każde z naszych pocałunków.
-Dobra kochanie ja muszę lecieć, zobaczymy się wieczorem, w razie czego na szafce masz kartę, pin znasz. - ubierał kurtkę.
-Nie znam. - podrapałam się po głowie.
-Data Twoich urodzin. - uśmiechnął się i wybiegł z pokoju jakby ktoś go gonił. Dokończyłam śniadanie i zaczęłam się ogarniać.
Gdy byłam gotowa zadzwoniłam do Alice, która była jeszcze w proszku. Włączyłam telewizję i oglądałam jakiś serial.
Po półgodzinie zrobiłam się lekko senna i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
-Wstawiaj śpiochu. - poczułam czyjeś szturchnięcia mną.
-Co? - spytałam i przetarłam oczy.
-Już po 17. Idziesz na nasz koncert prawda? - ujrzałam Harrego przed oczami.
-Jejku już ta godzina? Przecież ja miałam iść z dziewczynami gdzieś na miasto.
-Tak dzwoniły do mnie, bo nie wiedziały co z Tobą zrobić, powiedziałem, żeby dały Ci pospać, bo pewnie byłaś zmęczona wczorajszym zwiedzaniem i lotem.
-Jesteś kochany. - posłałam mu buziaka.
-Wiem, ale teraz się ogarnij, bo za godzinę jedziemy.
-Już. - przeciągnęłam się i poszłam do łazienki.
Wyprostowałam moje włosy, pomalowałam oczy, założyłam czerwoną sukienkę. Do tego srebrne kolczyki i bransoletka od Harrego. Na nogi oczywiście czerwone, wysokie szpilki.
-I jak? - spytałam mojego chłopaka.
-Jak zwykle pięknie. - powiedział z entuzjazmem. - Jesteś piękna.
-Wiem o tym. - zaśmiałam się. - Jedziemy?
-Tak, wezmę tylko kurtkę.
Przed hotelem stało mnóstwo ludzi, a przed halą jeszcze więcej. Udało nam się przecisnąć i byliśmy w środku, a Harrym się zajęli styliści. Usiadłam z boku i zaczęłam szperać w telefonie mojego chłopaka. Nigdy nie miał nic przeciwko. Weszłam w smsy i zobaczyłam, że zawzięcie pisał z jakąś Mery.
-Kochanie kto to Mery? - spytałam.
-Stylistka. - uśmiechnął się.
-Tak to ja. - powiedziała dziewczyna, która zajmowała się jego włosami. Uśmiechnęła się do mnie, ale ten uśmiech był fałszywy. Przejrzałam o czym piszą. Ona była strasznie nachalna, ale na szczęście mój Harry starał się ją spławić. Więc nie mam co martwic się o mojego chłopaka.
-----------------

Jeżeli pod tym rozdziałem będzie przynajmniej 10 komentarzy, jutro pojawi się nowy rozdział :)

mój twitter: cocaine1309
follow me = follow you

kissonme

xx

czwartek, 13 września 2012

NIALL HORAN - 13.09.2012

HAPPY BIRTHDAY NIALL !

LOVE U ! ♥





ROZDZIAŁ 33 - O CO CI CZŁOWIEKU CHODZI?


Nie wiedziałam co robić. Otworzyć czy nie? Po dłuższym zastanowieniu uchyliłam drzwi.
-Słucham? - wpatrywałam się w wysoką blondynkę o niebieskich oczach.
-Cześć. Pewnie mnie znasz. - powiedziała spokojnie. Nie wyczułam w jej głosie jakieś złośliwości. - Przechodziłam i chciałam zobaczyć co u Was słuchać. - uśmiechnęła się.
Zdziwiło mnie to. Przecież ja ją znałam z gazet i z jakiś portali plotkarskich.
-W porządku. Wiesz Harrego teraz nie ma. W domu będziemy dopiero pod koniec sierpnia, więc może wtedy byś wpadła ... - starałam się być miła.
-Jasne. Najwyżej jeszcze się zdzwonimy. - uśmiechnęła się. - To na razie. - odeszła, a ja z osłupieniem zamknęłam drzwi.
Poszłam do pokoju i usiadłam na kanapie. Postanowiłam zadzwonić do mojego chłopaka i poinformować go o zaistniałej sytuacji. Wybrałam jego numer na moim telefonie i oczekiwałam aż odbierze. Po kilku sygnałach usłyszałam jego głos w słuchawce.
-Halo? - spytał oschłym tonem.
-Cześć. - powiedziałam i nie bardzo wiedziałam jak się zachować. - Była Gabrielle.
-Tak i co? - widać, że nie interesowała go rozmowa ze mną.
-Nic, pytała tylko co u nas i że zajrzała do nas, bo przechodziła obok. Powiedziałam jej, że przyjeżdżamy pod koniec sierpnia, więc wtedy może wpaść.
-Aha, to fajnie.
-Harry, o co Ci chodzi? - spytałam lekko wkurzona.
-Mi? O nic. - oburzył się. - Sorry, ale muszę kończyć, mam próbę. - odłożył słuchawkę zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć. Powiedział do mnie SORRY ?! Chyba się przesłyszałam. I jest na mnie zły o tą cholerną bransoletkę?! Boże !!!

sobota

Wylądowałyśmy na lotnisku w Chicago. Ku mojemu zdziwieniu czekał na nas tylko Zayn. Alice przywitała się z nim czule, a mi było przykro, że Hazzy tam nie było.
-Harry musiał zostać w studio. - zaczął nieudolnie usprawiedliwiać go Mulat.
-Nie umiesz kłamać. Chodźmy już. - odpowiedziałam zła. Przez cały pobyt pod namiotami Harry odpisywał mi półsłówkami na smsy, a przez te 5 dni rozmawialiśmy może dwa razy. Myślałam, że już mu przeszło, ale najwidoczniej się myliłam.
Dojechaliśmy na miejsce. Było tam sporo Directionerek, kilka z nich prosiło mnie o zdjęcia, autografy, starałam się uśmiechać, ale ja nie umiem kłamać i chyba większość z nich zorientowała się, że nie jestem w humorze.
Poszliśmy do pokoju Louisa i Eleanor, bo byli tam wszyscy. Przywitałyśmy się z nimi, a Harry jak zwykle robił swoje popisy. Przytulił mnie i usiadł z powrotem na kanapę. Żadnego buziaka, żadnego mocniejszego uścisku. Nic. Pustka.
-O co Ci człowieku chodzi? - nie wytrzymałam.
-Co masz na myśli? - udawał, że nie wie.
-Jak to co? Obraziłeś się, że nie chciałam przyjąć bransoletki. I wiesz co Ci powiem? - zaczęłam w tym momencie grzebać w torebce. -Chciałam ją dziś założyć - wskazałam na czarne pudełeczko - bo myślałam, że pójdziemy na jakąś kolację, ale na to nie mam co liczyć. Wypchaj się tym. - rzuciłam w niego i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia. - A i wiesz co? - zatrzymałam się. - Jesteś rozwydrzonym bachorem, któremu nie można się sprzeciwić. Jak zwykle musi być tak jak Ty chcesz. Może Gabrielle była podporządkowana Tobie i przyjmowała te wszystkie prezenty, ale ja to nie Gabrielle więc wsadź sobie to w cztery litery. - trzasnęłam drzwiami i poszłam w stronę windy. Zjechałam na parter i wytarłam łzy, które zleciały mi po policzku. Może i przegięłam, ale po prostu nie wytrzymałam. Dziewczyny stały jeszcze pod hotelem, pogadałam chwilę z nimi i poszłam zwiedzać Chicago. Była dopiero 14, a dzień był bardzo ciepły. W prawdzie nie znałam tego miasta, ale chyba dam radę.
Zobaczyłam Sears Tower, Marina City oraz Millennium Park. Niby tylko trzy miejsca, ale trzeba było się tam przemieścić i trochę poczekać, aby być wpuszczonym. Zanim się obejrzałam była już 21. Miałam kilkanaście połączeń nieodebranych od Harrego i kilka od przyjaciół. Zignorowałam je i zadzwoniłam do Alice.
-Gdzie Ty jesteś? Martwimy się. - powiedziała zdenerwowana przyjaciółka.
-Zwiedzałam Chicago. Wracam już do hotelu. - mówiłam promiennym głosem. - Powiem Ci, że podoba mi się tu. Jaki jest numer mojego pokoju?
-Naszego pokoju. - usłyszałam, że Harry zabrał słuchawkę Al.
-No nie ważne. - zignorowałam to. - Więc?
-314. - odpowiedział.
-Dobra, trafię tam. Weź tam tylko moją walizkę. - odpowiedziałam oschłym tonem.
-Już zaniosłem. Będę na Ciebie czekał. - odparł. - Kocham Cię.
-No na razie. - nacisnęłam czerwoną słuchawkę i podziwiałam widoki z taksówki.
--------------------
Przepraszam, że tak rzadko, liceum jest bardzo ciężkie, ale nie jest tak źle. Chcę się teraz postarać, bo wszystkie przedmioty ścisłe odpadną mi już po pierwszej klasie i te oceny, które zdobędę w tym roku, będą na moim świadectwie maturalnym. Nie mogę przynieść wstydu, więc uczę się już teraz. Postaram dodać coś na weekend.
mój twitter: cocaine1309
follow me = follow you

kissonme

xx

środa, 5 września 2012

ROZDZIAŁ 32 - NO GUST TO TY MASZ, ALE JA TEGO NIE PRZYJMĘ.


-Jesteś już spakowany? - krzyknęłam do Harrego z kuchni.
-Prawie. Nie wiedziałaś mojej czarnej marynarki?
-Powinna wisieć w garderobie. - odparłam.
-Ale jej tam nie ma! - słyszałam w jego głosie lekkie zdenerwowanie.
Poszłam do naszej sypialni i weszłam do pomieszczenia, w którym znajdował się teraz Hazza.
-Masz tutaj osiołku. - podałam mu jego własność.
-Dziękuję. - pocałował mnie w policzek.
Poszliśmy do kuchni, aby zjeść śniadanie.
-To kiedy do mnie dolecisz? - spytał Harry gryząc kanapkę z serem, szynką i pomidorem.
-W sobotę. Chcemy z Alice jechać pod namioty. - odpowiedziałam.
-Ale to aż 5 dni. Jak ja dam bez Ciebie radę? - spytał z oburzeniem.
-Oj postarasz się kochanie. - pogłaskałam go po policzku.
-Pamiętaj, że wynająłem nam najlepszy apartament w tym hotelu. - puścił mi oko.
-Dużo masz tam koncertów? - zmieniłam temat.
-Od rana do wieczora, ale taka jest moja praca. No i jakiś tam czas na zwiedzanie. Ale jeśli nie będziesz chciała, zostaniemy w hotelu.
-Proszę Cię, damy jakoś radę. - pogłaskałam jego rękę.
-A, mam coś dla Ciebie! - poderwał się od stołu Hazza i poszedł do sypialni.
Po chwili przyszedł z jakimś ładnie zapakowanym pudełkiem.
-Z jakiej to okazji? - zaśmiałam się.
-Bo wyjeżdżam i chcę, abyś o mnie pamiętała. - popatrzył na mnie tymi swoimi zielonymi oczami i kucnął obok mojego krzesła.
-Przecież ja zawsze o Tobie pamiętam, głuptasie. - poczochrałam jego włosy.
Odpakowałam podarunek, a w nim była srebrna bransoletka z brylantami. Z brylantów był utworzony napis HARRY.
-No gust to Ty masz, ale ja tego nie przyjmę. - oddałam mu to.
-Dlaczego? - oburzył się.
-Zrozum, że ja nie chcę od Ciebie srebra, złota, cyrkonii, pereł, a już tym bardziej brylantów.
-Przecież to nic wielkiego. - dalej nie rozumiał o co mi chodzi.
-Kochanie, ja po prostu chcę żyć z Tobą jak normalna para. Bez żadnych zbędnych wydatków. I tak dokucza mi fakt, że płacisz za mieszkanie, prąd, gaz, wodę. Nie chcę mieć jeszcze wyrzutów sumienia, że naciągam Cię na tak drogie rzeczy.
-Zobacz, nigdy razem nie poszliśmy do galerii, żeby kupić Tobie jakieś nowe ciuchy, bo upierałaś się, że Ci one nie potrzebne. Wiecznie coś Ci przeszkadza. Zrozum, że chcę wydawać na Ciebie pieniądze, bo Cię kocham.
-Ale ja nie potrzebuję od Ciebie pieniędzy, żebyś mi to okazywał. Ja chcę tylko odrobinę uwagi i czułości. - odpowiedziałam.
-Vicki proszę Cię ... - widziałam, że jest już zły. - Z resztą zrobisz co z tym zechcesz. - powiedział, wstał, zabrał swoją walizkę i wyszedł.
Długo wpatrywałam się w podarunek od mojego chłopaka. Bransoletka była na prawdę piękna, ale ja nie chciałam, aby mówili o mnie, że jestem z nim tylko i wyłącznie dla kasy. Eleanor przez to przechodziła, ja chciałam po prostu tego uniknąć.
Położyłam bransoletkę na szafce i posprzątałam po śniadaniu. Gdy już kończyłam, ktoś zadzwonił do drzwi. Zobaczyłam przez judasz kogo do nas sprowadza. Zamarłam, gdy zobaczyłam Gabrielle, byłą dziewczyną Stylesa ...
-----------------------------------------

Przepraszam, że tak rzadko, ale zaczęłam liceum i na prawdę jest ciężko, mimo że to pierwszy tydzień. Jestem w klasie 1D ! :D

kissonme

xx