czwartek, 30 sierpnia 2012

ROZDZIAŁ 31 - ZGODZI SIĘ PAN?


Z lotniska odebrał nas mój tata.
-Marnie wyglądasz. - powiedział.
-I tak się czuję. - odparłam szczerze.
-Co się dzieje? - spytał Harry.
-Cały czas czuję się ospała. - odpowiedziałam.
-Wybierzemy się do lekarza. - zakomunikował mój chłopak.
-Nie teraz. - zaśmiałam się. - Tato, chcę się wyprowadzić. - walnęłam prosto z mostu.
-Dokąd? - spytał.
-Do Harrego. Chcemy spróbować dorosłości. - odparłam.
-Przecież Ty nie zarabiasz, jesteś na moim utrzymaniu. Jak Ty to sobie wyobrażasz? - mój tato spoważniał.
No o tym to ja nie pomyślałam.
-Spokojnie, wystarczy nam na życie. - powiedział Harry.
-Nie. Ja tak nie chcę. Jak znajdę sobie pracę to wtedy pomyślimy nad wspólnym mieszkaniem. - odparłam i wsiadłam do samochodu.
-Ty masz się uczyć. - powiedział mój chłopak, a mój tato to potwierdził.
-Nie, jeżeli chcę być dorosła, muszę się wziąć do roboty. Tato zatrudnisz mnie w MSC? - zrobiłam słodkie oczy.
-Wybacz dziecko, ale nie mam wolnego etatu. - powiedział i włączył silnik.
-To nic, poszukam sobie innego zajęcia. - powiedziałam zła.
-Skarbie na prawdę nie chcę, abyś się tym przejmowała. - Harry pogłaskał mnie po ręce.
-Ale nie rozumiesz, że nie chcę żeby było tak, że za wszystko Ty płacisz, a ja jestem jak mysz kościelna? Poczekajmy jeszcze.
-Ale ja nie chcę czekać. - powiedział stanowczo Hazza. - A po za tym żadnych pieniędzy od Ciebie nie wezmę i koniec kropka. I bardzo Cię proszę nie dyskutuj więcej ze mną na ten temat. - dodał.
-Ale mi jest na prawdę głupio ... - spuściłam wzrok na dół.
-Nie ma takiego powodu. Chcesz ze mną zamieszkać? - spytał poważnie Harry.
-Tak. - popatrzyłam prosto w jego zielone oczy.
-Zgodzi się Pan? - mój chłopak popatrzył na mojego Tatę, który prowadził samochód.
-A czy ja mam coś do gadania? Jesteście dorośli. - westchnął mój tatuś.
-No czyli załatwione. Jedziemy po Twoje rzeczy i jeszcze dziś będziemy w naszym mieszkaniu. - Hazza klasnął w ręce.
Uśmiechnęłam się i zaczęłam analizować moje życie. Mam wspaniałego chłopaka, teraz mieliśmy ze sobą zamieszkać  mój Tata jest świetny, mój brat również. Chyba urodziłam się pod szczęśliwą gwiazdą.
Gdy wróciłam do domu, zaczęłam pakować drugą walizkę, bo pierwsza, którą przywiozłam z Londynu została w samochodzie.
-Po resztę rzeczy jeszcze zdążę wrócić. - krzyknęłam ze schodów i targałam za sobą ważącą chyba ze 30 kg walizkę.
-Chyba pojedziemy po jeszcze jedną szafę jak Ty masz jeszcze ciuchy. - powiedział Hazza.
-Ja nawet połowy ze sobą nie wzięłam ... - spuściłam głowę.
-Damy radę. - powiedział Harry. - No to my się już zbieramy.
-No. - potwierdziłam.
Przytuliłam się do Taty, z Tonym się jeszcze nie żegnałam, bo miał nas zawieźć do mieszkania Harrego.
Wsiedliśmy do samochodu i całą drogę się śmialiśmy. Udawałam, że wszystko jest okej, ale było mi trochę słabo, czułam mdłości.
-Vicki, co jest? - przed moim chłopakiem nic nie można było ukryć.
-Nic, gorzej się czuję. - wbiłam się bardziej w fotel. - Niedobrze mi.
-Może staniemy, co? - spytał mój brat.
-Nie, jedź. - powiedziałam i złapałam się za brzuch.
-A może Ty jesteś w ciąży? - wypalił nagle Harry.
-Oszalałeś. To przez ten szpik. Lekarz uprzedził mnie o tym, że mogę się gorzej czuć. - odpowiedziałam.
-Aha. - powiedział z ulgą mój chłopak.
Gdy dotarliśmy na miejsce, pożegnałam się z Tonym, mocno go wyściskałam, chciałam, aby wszedł na górę, ale spieszył się. Wiedziałam, że poznał jakąś dziewczynę, ale nic mi o niej nie mówił, a ja wolałam nie naciskać, jak będzie chciał to sam mnie o niej poinformuje, a może nawet przedstawi mi ją.
Gdy uporaliśmy się z walizkami, Harry jak zwykle zadawał mi pytania typu czy dobrze się czuję, czy czegoś nie potrzebuję ...
-Jest okej. - zapewniłam go. - To gdzie mam się rozpakowac?
-Może przełożymy to na jutro? - spytał zadziornie i zaczął całować mnie po szyi.
-Nie mam dziś ochoty, przepraszam. - odsunęłam się i spuściłam głowę. Było mi głupio, że nie potrafię zaspokoić swojego chłopaka.
-Nic się nie stało. Chodź, znajdziemy miejsce na Twoje ciuchy. - złapał mnie za rękę i zaprowadził do drugiego pokoju.
-Teraz to nasza sypialnia. - powiedział Harry i objął mnie od tyłu.
-Dziwnie to brzmi. - zaśmiałam się. - Nie mogę uwierzyć w to, że wchodzę w dorosłe życie, że będę sama z Tobą. To takie niewiarygodne.
-Mam nadzieję, że się nie pozabijamy. - tym razem to Hazza się zaśmiał. - No to tutaj jest garderoba - otworzył drzwi znajdujące się w sypialni. - Jest jeszcze w połowie pusta, ale podejrzewam, że zaraz zostanie zapełniona przez Twoje ciuchy. - powiedział.
-Żartujesz? Aż tylu ciuchów to ja nie mam. Nawet jak przywiozę to co zostało mi w domu, to i tak tego nie zapełnię.
-Zobaczymy. - pocałował mnie w czoło. Po chwili wyszedł z garderoby i poszedł po moje walizki. Zaczęliśmy układać moje ubrania. Gdy po godzinie skończyliśmy okazało się, że zostało niewiele miejsca na moje rzeczy, które zostały w domu.
-A nie mówiłem? - zaśmiał się Harry.
-No okej, miałeś rację, ale to nie moja wina ....
-Spokojnie, damy jakoś radę. Sypialnia jest duża, więc zmieści się jeszcze jakaś szafa.
-Jesteś kochany. - pocałowałam go w usta.
-Ty też. - Hazza mocniej mnie objął i nasz pocałunek się trochę przedłużał. Podobało mi się to. Zaczęłam odpinać jego koszulę, a potem dobierałam się do paska od spodni.
-Przed chwilą nie miałaś jeszcze ochoty. - powiedział między pocałunkami.
-Za bardzo na mnie działasz Styles. - odpowiedziałam.
Cóż łóżko było już dawno ochrzczone, teraz czas na garderobę ...
----------------
Jeśli chcecie mogę was informować na twitterze.
mój to: @cocaine1309

follow me = follow u :)

kissonme

xx

piątek, 24 sierpnia 2012

ROZDZIAŁ 30 - CHCIAŁBYM CIĘ POCAŁOWAĆ.


Tak jak mówił lekarz, z samego rana mnie wypisali. Od razu, razem z Harrym poszłam do sali mojej siostry. Cieszyłam się, że mogę jej pomóc, lecz teraz odczuwałam do niej wstręt. Nie wiem dlaczego, może przyczyną było to, że ja nie mogę mieć swojej mamy tylko dla siebie? Że to ona jest teraz dla niej najważniejsza i gdyby nie to, że jest chora, moja matka wcale by się do mnie nie odezwała?
-Tak bardzo się cieszę się, że pomogłaś Sophie. - powiedziała uradowana matka.  - Dziś po południu zabierają ją na przeszczep. No, a później jak już wszystko będzie dobrze możemy to wszyscy razem świętować. - widziałam w jej oczach radość.
-Mamo.. Na prawdę się cieszę, że chociaż przez chwilę wróciłaś, ale ja tak nie umiem. Nie chcę Cię już znać. - powiedziałam, a Harry zrobił wielkie oczy. Reakcja mojej mamy była identyczna.
-Ale ... jak to ? Córeczko ... - jej głos drżał.
-Ty wcześniej porzuciłaś mnie, teraz ja porzucam Ciebie. - powiedziałam i złapałam rękę Harrego. Pociągnęłam go w stronę wyjścia. Oboje się nie odzywaliśmy.
-Jesteś pewna swojej decyzji? - przerwał krępującą ciszę.
-Tak Harry. - popatrzyłam na niego z miłością. - Zrozum ja już jej nie potrzebuję, nie chcę jej w swoim życiu. Mam Tatę, Tonego, chłopaków, Alice, Dan i El .. A co najważniejsze, mam Ciebie. To dzięki Tobie nigdy się nie poddaję i walczę do końca. To Ty umiesz mnie rozśmieszyć, nawet wtedy, gdy mam ogromnego doła. To Ty znasz mnie najlepiej ze wszystkich. Jesteś tym jedynym. - zakończyłam swoją nadzwyczaj długą mowę.
-A Ty jesteś tą jedyną. - przytulił mnie mocno, a ja odetchnęłam z ulgą.
-Kocham Cię, wiesz? - spytałam ze łzami w oczach.
-Wiem, ja Ciebie też, ale czemu płaczesz? - złapał moją twarz w dłonie.
-Bo mam takiego wspaniałego mężczyznę przy moim boku. - powiedziałam i wtuliłam się ponownie w jego klatkę piersiową.
-To nie jest powód do płaczu. - zaśmiał się. - Chodź pójdziemy na lody. Jest bardzo ładna pogoda.
-Zgoda, ale potem pójdziemy do hotelu i zamówimy najbliższe bilety do Londynu, okej? - spytałam.
-Aż tak śpieszy Ci się do domu?
-Wiesz, że nie chcę tu dłużej być. - posmutniałam i spuściłam wzrok na dół.
-Jasne, od razu jak przekroczymy próg naszego pokoju zamówimy najbliższy lot do domu. A teraz się już nie smuć, tylko chodź. - zaśmiał się i pociągnął mnie za rękę.
Weszliśmy do małej kawiarenki. Była urządzona w starym stylu, ale bardzo mi się podobała. Miała to coś.
-To jakie lody zamówimy? - spytał mój chłopak, gdy usiedliśmy przy stoliku.
-Hmm ... Ja jak zwykle, truskawkowe. - powiedziałam.
-To ja w takim razie też się na nie skuszę. - odparł i poszedł do lady, aby złożyć zamówienie.
Gdy wrócił, usiadł na przeciwko mnie i zaczął rozmowę:
-Może wybralibyśmy się na jakieś zakupy? Albo nie. Pójdźmy do wesołego miasteczka.
-Harry, wiesz, że mimo wszystko nie czuję się najlepiej. Chciałabym wrócić już do domu. - powiedziałam.
-A co Ty na to, abyśmy ze sobą zamieszkali? - spytał nagle.
-Mówisz poważnie? - zrobiłam wielkie oczy.
-A dlaczego nie? Jesteśmy prawie dwa lata razem, to chyba najwyższy czas, abyśmy zrobili jakiś krok na przód.
-Ale jesteś pewien? - nie mogłam uwierzyć własnym uszom.
-Sama powiedziałaś, że jestem tym jedynym. Ty dla mnie też jesteś tą jedyną, wiem to. Spójrz. Mimo tego, że Ty się całowałaś z innym, ja przespałem się z inną, mimo naszych wszystkich kłótni, jesteśmy razem. Wiem, że to są bolesne wspomnienia, ale uwierz mi nadal za Tobą szaleję, tak jak pierwszego dnia, gdy Cię zobaczyłem w MilkShake City.
-Jeżeli Ty tego chcesz to i ja chcę. Cholernie Cię kocham. - powiedziałam przez łzy szczęścia.
Naszą rozmowę przerwała nam Pani, która podała lody do stolika. Zajadaliśmy się nimi jak małe dzieci.
Gdy wróciliśmy do hotelu, byłam bardzo zmęczona. Mój organizm był trochę osłabiony, ale nie dawałam tego po sobie poznać.
-Zamów bilety, a ja pójdę się wykapać. - powiedziałam do Harrego i zniknęłam w łazience. Po godzinie wyszłam odświeżona i ubrana w bluzę mojego chłopaka i jakieś swoje spodnie dresowe.
-Wyglądasz bardzo seksownie. - powiedział, gdy położyłam się na łóżku i włączyłam telewizor.
-Przestań, kiedy mamy lot? - spytałam.
-Jutro, o 14:10. - stanął nade mną.
-Czemu mi się tak przyglądasz? - zdziwiłam się.
-Chciałbym Cię pocałować. - powiedział.
-No to czemu tego nie zrobisz? - zaśmiałam się.
-Na pewno mogę? - droczył się ze mną.
-Zamknij się i mnie całuj. - przyciągnęłam go do siebie i złączyliśmy nasze usta w jedno.
-------------------------

Tak więc wróciłam no można powiedzieć, wczoraj przed 6 rano, całą noc nie spałam, więc jak tylko Mama odebrała mnie z przystanku autobusowego i zawiozła do domu, przebrałam się i położyłam się spać. Spałam aż do 15:20, potem musiałam dojść do siebie, że nie jestem już nad morzem. Ale było fajnie, mam nadzieję, że nie gniewacie się na mnie za to, że dopiero teraz dodaję rozdział. Mam również nadzieję, że spodoba Wam się nowy wygląd bloga :)
P.S komentowanie idzie Wam bardzo dobrze, oby tak dalej :)

kissonme

xx

wtorek, 14 sierpnia 2012

ROZDZIAŁ 29 - WIĘC JAK MASZ NA IMIĘ?


Poszłyśmy do lekarza, który prowadził przypadek mojej siostry. Zmieniłam do niej nastawienie, gdy tylko ją zobaczyłam. Była taka krucha i niewinna.
Pobrali mi krew i szpik. Bolało, ale wiedziałam, że robię to dla dobra Sophi.
-Wyniki będą jutro z samego rana. Jeżeli będą prawidłowe, możemy robić przeszczep nawet jutro. - poinformował nas lekarz.
Przytaknęłyśmy razem z mamą i poszłyśmy do Sophi. Trzymałam ją za rączkę. Harry cały czas się wygłupiał, a ona śmiała się w niebo głosy. Mimo choroby była silna, wesoła i bardzo dzielna.
-Dochodzi 17, a musimy pojechać do tej dziewczynki. - powiedział Harry.
-Masz rację. - wstałam z krzesła, a Sophi zrobiła buzię w podkówkę.
-Skarbie, przyjadę jutro z samego rana. Oboje przyjedziemy. - popatrzyłam na Harrego, który pokiwał twierdząco głową. Ucałowałam ją w czółko i wyszliśmy oboje uśmiechnięci.
-Victoria! Zaczekaj! - usłyszałam krzyk mamy.
Zatrzymałam się. Gdy była blisko mnie, powiedziała:
-Na prawdę dziękuję Ci, że mi pomagasz.
-Nie ma za co. - pierwszy raz od kilku lat uśmiechnęłam się do niej i ją przytuliłam. Słyszałam jak rozpłakała się w moich ramionach, ale to chyba ze szczęścia.
Pożegnaliśmy się z nią i złapaliśmy taksówkę, która zawiozła nas pod wskazany adres. Gdy byliśmy na miejscu zapukaliśmy do drzwi. Otworzyła nam wysoka, szczupła nastolatka.
-O Jezu. - popatrzyła na nas i strasznie zbladła.
-Coś nie tak? - spytałam jej.
-Chyba uderzyłam się w głowę. - powiedziała z szeroko otwartymi oczyma.
-Nie, jest w porządku. Zaprosisz nas do środka? - spytał Harry.
-Wejdźcie. - przesunęła się i zrobiła nam miejsce, abyśmy weszli. - Chodźcie do kuchni. - powiedziała i wskazała nam drogę. Przy stole siedzieli jej rodzice. Tata czytał gazetę, a jej mama piłowała paznokcie.
-Dzień dobry. - powiedzieliśmy z Harrym jednocześnie.
-I jak córciu niespodzianka Ci się podoba? - spytał się Pan taksówkarz swojej latorośli.
-Jezu i to jak! - zapiszczała dziewczyna.
-Więc jak masz na imię? - spytałam.
-Lacey. - powiedziała dziewczyna.
-Miło mi. Vicki. - podałam jej rękę.
-Wiem, jesteś moją idolką. Z resztą Harry też. - popatrzyła na niego.
-Nie krępuj się, możesz go przytulic, no nawet dać mu buziaka. Nie obrażę się, ale tylko jeden raz. - zaśmiałam się.
Widać było, że dziewczyna się krępuje, więc Harry sam podszedł i mocno ją uściskał. Ucałował ją w policzek, a ona zwyczajnie się rozpłakała. Nie ona jedna tak reaguje.
-Mogę z Wami zdjęcie? - spytała, gdy się uspokoiła.
-Jasne. - zaśmiałam się.
Jej Tata wziął od niej aparat, a ona weszła między nas. Objęliśmy z Harrym Lacey i uśmiechnęliśmy się do zdjęcia. Gdy było po wszystkim, chcieliśmy zbierać się już do hotelu.
-Zostańcie na herbacie i cieście, proszę. - dziewczyna popatrzyła na nas błagalnym wzorkiem. Nie umieliśmy jej odmówić.
Gdy popijałam herbatę, spytałam ją:
-Jaki masz nick na twitterze?
-@xchocolatex. - powiedziała.
Wygrzebałam z torebki mojego białego Iphone i weszłam na tt. Pokazałam jej profil, z pytaniem czy to, aby na pewno jej, follnełam ją ze swojego konta oraz z Harrego.
-Spełniły się moje wszystkie marzenia. - powiedziała. - No oprócz jednego, ale to już nie ważne.
-Co jeszcze możemy dla Ciebie zrobić? - spytałam przyjaźnie.
-Nigdy nie byłam na koncercie One Direction. - posmutniała.
Wygrzebałam z torby dwie wejściówki VIP na najbliższy ich koncert w Nowym Jorku i podałam je dziewczynie.
-Nie mogę ich przyjąć. - powiedziała.
-Jak dają to bierz, jak zabierają to wrzeszcz. - zaśmiałam się. - Proszę i zabierz ze sobą koleżankę.
-Jesteś kochana! - krzyknęła i mnie mocno przytuliła. Czułam się niesamowicie z myślą, że spełniłam czyjeś marzenia.
-Musimy się już zbierać, ale było bardzo miło i do zobaczenia na koncercie. - powiedziałam i wstałam od stołu.
-Poczekaj, dajcie mi jeszcze swoje autografy. - Lacey pobiegła do swojego pokoju i po chwili wróciła z jakimś zeszytem. Wpisaliśmy się oboje z Harrym i po chwili wyszliśmy z jej domu.
-Jesteś jak Święty Mikołaj. - powiedział mój chłopak.
-Nie przesadzaj. - zaśmiałam się. - Wracamy do hotelu. O 8 musimy być już w szpitalu. - pociągnęłam Hazzę za rękę. Kolejna taksówka zawiozła nas tam gdzie chcieliśmy. W pokoju opadliśmy na łózko i zasnęliśmy kamiennym snem.

nazajutrz

Denerwowałam się przed wynikami. Gdy lekarz oznajmił mi, ze mogę być dawcą byłam w siódmym niebie.
-Proszę poczekać, pielęgniarka zaraz Panią zabierze. - powiedział i gdzieś poszedł.
-Nie bój się, będę cały czas obok. - złapał mnie za rękę Harry. Widziałam, że był zmęczony, ale robił to wszystko dla mnie.
Pojechałam do jakieś sali, była jasna, ale strasznie przerażająca. O jej ściany obijała się cisza. Była nie do zniesienia. Położyli mnie na jakimś łóżku, wybili igły. Czułam ból, ale nie przejmowałam się nim. Po wszystkim zawieźli mnie do jakieś sali.
-Do jutra musi tu Pani poleżeć. Z samego rana wypiszemy Panią. - powiedział lekarz i wyszedł. Zaraz po nim przyszedł Harry.
-Jak się czujesz? - spytał i złapał moją rękę.
-Dobrze, ale wszystko mnie boli. - powiedziałam. - Jestem zmęczona.
-Prześpij się. - poradził.
-Kocham Cię. - zamknęłam oczy i odpłynęłam do krainy snów.
------------------------------
Dodaję wcześniej, bo jutro jadę nad morze, wrócę dopiero 22 sierpnia.
Mam nadzieję, że Wam się podoba :)

Nowy rozdział będzie, gdy pod tym pojawi się 11 komentarzy :)

kissonme

xx

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

ROZDZIAŁ 28 - CZEŚĆ VICKI.


Razem z Harrym z samego rana staliśmy na lotnisku. Czekaliśmy na moją matkę. Ale czy mogłam ją tak nazwać  Nie ważne, nie chciałam znowu o tym myśleć. Wolałam zwracać się do niej bezosobowo. Gdy wreszcie się zjawiła, była szczęśliwa, ale widziałam, że jest tym wszystkim zmęczona. I dobrze jej tak, ma za swoje. Mogła nas nie porzucać. Czekaliśmy na samolot do Nowego Jorku, Harry trzymał mnie za rękę, na szczęście nie było dużo jego fanek.Te, które były, patrzyły na nas i robiły nam zdjęcia.
-Podejdź do nich. - szepnęłam.
-Nie chcę Cię zostawić samej. - powiedział.
-Przecież jestem tutaj, idź, bo widzę jak im na Tobie zależy. - zaśmiałam się po raz pierwszy od kiedy moja mama wróciła.
-No dobrze, ale jak coś to krzycz. - powiedział i puścił moją dłoń. Podszedł do swoich fanek, robił sobie z nimi zdjęcia, wygłupiał się. Byłam szczęśliwa widząc uśmiech na jego twarzy. Potrafi byc bardzo dziecinny i zwariowany, ale jak przyjdzie co do czego, to jest śmiertelnie poważny. On jest tym jedynym.
-Mam nadzieję, że nie długo będę widziała Ciebie i Harrego na ślubnym kobiercu. - z moich rozmyślań wyrwał mnie jej głos.
-Zobaczysz je jedynie w gazecie. - odparłam sucho.
-Chcę to wszystko odbudować. - szepnęła.
Spojrzałam na nią. Zrobiło mi się jej żal, ale byłam nie ugięta. Nic się nie odzywając odeszłam parę kroków dalej. Harry podszedł do mnie uśmiechnięty i znowu splótł nasze dłonie w jedno.
Gdy siedzieliśmy w samolocie, starałam się, aby było normalnie. Jakby mojej matki nie było obok.
Gdy wylądowaliśmy, na nowojorskim lotnisku było o wiele więcej fanów niż na londyńskim.
Poszliśmy po nasze bagaże. Wsiedliśmy do taksówki, mama podała adres taksówkarzowi i jechaliśmy około 40 minut do jej apartamentu.
-My jednak chcemy zatrzymać się w hotelu. - powiedziałam gdy weszliśmy do środka. Panował tam nieład.
-Proszę Cię. - powiedziała.
-Nie, pójdziemy do hotelu, podaj mi nazwę i adres szpitala, w którym jest Twoja córka.
Napisała coś na karteczce, podała mi ją, otarła łzę z policzka. Nie robiło to dla mnie wrażenia.
Pojechaliśmy do jakiegoś najbliższego hotelu. Wzięliśmy wspólny pokój i pojechaliśmy na 14 piętro. Walizki położyliśmy na samym środku pokoju i sami rzuciliśmy się na wielkie łóżko.
Leżeliśmy w ciszy, ale z Harrym mogłabym tak godzinami.
-Pojedziesz tam ze mną? - spytałam po chwili.
-Oczywiście, że tak.Teraz?
-Tak. - kiwnęłam głową.
Wstaliśmy i wyszliśmy z hotelu. Po świecie rozniosła się wieść gdzie jesteśmy, bo przed budynkiem było mnóstwo piszczących dziewczynek. Przecisnęliśmy się przez tłum i złapaliśmy taksówkę.
Harry powiedział nazwę i adres szpitala. Taksówkarz dziwnie się nam przyglądał.
-Coś nie tak? - spytałam.
-Nie, nie tylko moja córka bardzo za wami szaleje. Wiem, że jesteście razem, a ona non stop mówi jacy to wy jesteście szczęśliwi, że wam zazdrości.
-Pan poda swój adres do domu, wpadniemy. - uśmiechnęłam się, a Harry popatrzył ze zdumieniem. - Odwiedzimy pańską córkę dziś około 18, niech będzie w domu, ale niech jej Pan nic nie mówi, dobrze?
-Nie chciałbym Was fatygować. - zmieszał się.
-To żaden problem, będzie nam bardzo miło. - powiedział Harry.
-Ile lat ma córka? - spytałam.
-15. - odpowiedział.
-Oo to już jest duża. - uśmiechnęłam się. Gadaliśmy całą drogę, nawet na chwilę zapomniałam dlaczego jestem w Nowym Jorku.
Gdy miły taksówkarz zaparkował pod szpitalem, Harry grzebał w portfelu, aby zapłacić za przejazd.
-Nie trzeba, to była przyjemność was wieźć. Mam nadzieję, że będziecie dziś. - powiedział starszy Pan i podał nam karteczkę z adresem.
-Jasne. - uśmiechnęłam się. Harry jednak zostawił pieniądze na siedzeniu i wyszliśmy. Stanęłam przed budynkiem i wzięłam kilka głębszych wdechów.
-Na pewno chcesz tam iść? Możemy wrócić tu później. - powiedział Hazza.
-Nie, jest w porządku. - odparłam i złapałam go za rękę. Weszliśmy do środka, było tam sporo ludzi. Minął nas facet w średnim wieku. Przez przypadek mnie szturchnął, stanął i powiedział:
-Przepraszam. - nagle jego oczy się powiększyły, a ja nie wiedziałam o co mu chodzi. - Ty jesteś Victoria. - powiedział.
-Tak, a Pan jest ... ? - byłam zdezorientowana.
-Mark Bein. - wyciągnął dłoń w moją stronę. Nie podałam mu swojej, nadal nie wiedziałam skąd on mnie zna. - Jestem mężem Twojej mamy. - dodał.
-To przez Ciebie ją straciłam. - powiedziałam ze złością.
-Przepraszam. - powiedział. - Idziesz do Sophi?
-Tak. Oboje idziemy. - wskazałam na Harrego.
-Chodźcie. - pokazał ruchem ręki kierunek, w którym mieliśmy iść.
Weszliśmy na oddział onkologii, doszliśmy do sali, w której leżała mała. Przez szybę widziałam ją, jak leży w łóżeczku. Była taka podobna do mnie. Miała takie same oczy, usta, rysy twarzy. Tylko nie miała włosów. Tak mi jej było szkoda.
-Mogę tam sama wejść? - spytała partnera mojej mamy.
-Jesteś tego pewna? - popatrzył na mnie.
-Tak. - powiedziałam stanowczo.
-To idź. - wskazał na drzwi.
-Mam pójść z Tobą? - nagle usłyszałam Harrego.
-Dam radę. - uśmiechnęłam się przez łzy.
Weszłam do sali. Dziewczynka poderwała się, myślała, że to mama.
Podeszłam do jej łóżeczka i złapałam za rączkę. Mocno mnie ścisnęła.
-Cześć Sophia. - powiedziałam i otarłam łzę z policzka.
-Cześć Vicki. - odpowiedziała, a mnie zamurowało. Nie wiedziałam skąd mała wie, jak się nazywam.
-Mówiłam jej dużo o Tobie, o Tonym także. - zza moich pleców usłyszałam głos matki.
Popatrzyłam na nią ze łzami w oczach i zapytałam:
-Kiedy mam mieć te badania?
-Nawet teraz. - powiedziała.
-To chodźmy. - puściłam rączkę małej i pokierowałam się w stronę drzwi. W końcu muszę uratować życie mojej siostry.
--------------------------
Mam nadzieję, że Wam się podoba. Nie wiem kiedy będzie nowy rozdział, bo prawdopodobnie pojadę nad morze.

14 komentarzy = nowy rozdział

kissonme

xx

niedziela, 12 sierpnia 2012

COME BACK !

Wróciłam już, nowy rozdział napisałam wczoraj, ale dodam go, jak pod poprzednim będzie przynajmniej 14 komentarzy :)

kissonme

xx

czwartek, 2 sierpnia 2012

WYJAZD

Kochani!
Jadę i wrócę dopiero 12 sierpnia. Nie wiem kiedy będzie nowy rozdział. Podejrzewam, że 13 jeżeli wena mnie dalej nie opuści.

Pozdrawiam

kissonme


xx