Życie w Ghanie jest okropne. Tak wiele ludzi, a szczególnie dzieci umiera jednego dnia. Nikogo na nic tu nie stać - zwłaszcza na leki. To niewiarygodne, że żyjemy w tak cywilizowanym świecie, codziennie naukowcy odkrywają co innego, a tu jest tak strasznie.. Tak smutno. Widziałam małego chłopca, który przytula swoją mamę, która leżała na łóżku i była ledwo żywa. Aż serce mi zamarło na ten widok. Najchętniej zabrałabym wszystkich do domu.
Szczególnie przywiązałam się do chłopca imieniem Ntambo. Oznaczało to lew. Mały miał sześć lat, dzięki jego mamie, która trochę znała angielski codziennie udaje nam się porozmawiać Mały jest poważnie chory, podobno nic mu już nie może pomóc. Widzę, że z dnia na dzień słabnie, ale jednak blask w jego oczach symbolizuje, że chce walczyć, chce żyć. Tak bardzo chciałabym mu pomóc, codziennie chodzę na rytuały modlitewne, mimo że w to nie wierzę. Wieczorami sama odmawiam cały różaniec, żeby jednak miał szansę żyć.
Jestem tu aż (a może dopiero?) osiem dni. Czas mija szybko, a ja ledwo co zaczęłam pisać artykuł. Nie wiem czy coś z tego wyjdzie. Powinnam rozmawiać codziennie z każdym, ale ja poświęcam czas tylko temu chłopcu.
-Vicky, chodź, przyjechał zespół. - powiedziała Akisi.
-Co? - zaśmiałam się, ale ona już poszła. Fakt słyszałam, że jakiś zespół ma przyjechać, ale nie sądziłam, że to prawda. Wstawałam już z krzesła, gdy usłyszałam cichy głos Ntambo.
-Weźmiesz mnie ze sobą?
-Nie wiem mały. Jesteś strasznie słaby, jak Ci się coś stanie?
Popatrzyłam na jego mamę, kiwnęła potwierdzająco głową.
Wzięłam go delikatnie na ręce, boże jaki on był leciutki. Jak niemowlę. Wtulił się głową w moje ramię, boże jakie to było słodkie uczucie. Przez chwilę zastanowiłam się, jak to by było być mamą. Zawsze mówiłam, że nie chcę dzieci, a teraz.. Nie, to żadne uczucie matczyne. Odsunęłam od siebie te myśli i pokierowałam się w stronę wyjścia.
"One way or another..."
Co? One Direction tutaj? Pamiętam, że nagrywali tę piosenkę dla jakieś fundacji, ale nie sądziłam, że przyjadą tutaj!
Widziałam ich twarze, byli szczęśliwi, że mogą komuś pomóc, uśmiechy tych wszystkich ludzi były dla nich oznaką, że to co robią jest dobre i nie na marne.
-Harry. - podeszłam do niego bliżej.
-Vicky. - chciał mnie przytulic, ale widział, ze na rękach trzymam małego. - Poznaj Ntambo. - zwróciłam się do Loczka. - To jest mój przyjaciel Harry.
-Zaśpiewasz mi coś? - spytał chłopiec. Jednak przez te kilka dni, nauczył się trochę mojego języka.
-Jasne. - odpowiedział i zaczął nucić WMYB.
-Masz śliczny głos. - zakaszlał Ntambo.
-Chodź, odprowadzę Cię do łóżka. - uśmiechnęłam się.
-Pójdę z Wami. - odparł Hazza.
Mały usnął na łóżku, a Loczek zdążył mi powiedzieć dlaczego tutaj są. Pomagają fundacji, będą kręci teledysk do OWOA oraz fragmenty do ich filmu.
-Jak Twój artykuł? - spytał.
-Okropnie. Za bardzo emocjonalnie się przywiązuję. Szczególnie do niego. - wskazałam na Ntambo.
-Widzę, ale wiem, ze jesteś świetną dziennikarką i dasz radę.
-Podziwiam Cię. Zrobiłam Ci tyle złego, a Ty nadal mnie wspierasz. Jesteś najlepszym facetem jakiego znam. - pogładziłam go po włosach.
-Człowiek z miłości czasami robi głupie rzeczy. - uśmiechnął się nieśmiało.
-Chodź, pokaże Ci wioskę. - odpowiedziałam speszona.
Żeby tak naprawdę kogoś tu oprowadzić, trzeba niecałych 30 minut. Z Harrym zajęło mi to ponad trzy godziny.
Gdy wróciliśmy do szpitala, każdy był przygnębiony, chłopcy też. Sądziłam, że to dlatego, że dopiero zobaczyli realia TEGO świata, ale weszłam do sali, w której leżał Ntambo. Wokół niego stały kobiety, modliły się, a jego mama lamentowała w kącie, oczy miała całe zapłakane Momentalnie po policzkach spłynęły mi łzy i zaczęłam histerycznie krzyczeć.
-Nie, nie, to nie może być prawda. - nawet nie wiem, kiedy Harry złapał mnie w swoje objęcia. Chciałam się wyrwać, ale wyniósł mnie stamtąd siłą.
-Miał dopiero sześć lat. Dlaczego on? Dlaczego my żyjemy, a on nie?! - darłam się wniebogłosy - Każdy się tak modlił, nawet ja, każdego wieczoru odmawiałam różaniec, ja która nie zawsze była dobrą katoliczką, modliłam się. Za tego chłopca. I niby Bóg istnieje?! To wszystko jest takie do dupy. - kopnęłam w jakieś pudełko, pod którym był wąż. Zaczęłam piszczeć, dobrze, że Harry mnie złapał i kazał zamilknąć Wąż popełzał w inną stronę, a ja znowu zaczęłam płakać.
-Będzie dobrze. Pomyśl, że jego ostatnie dni życia, były najpiękniejsze, bo spędzone z Tobą. - popatrzył mi w oczy.
Ja nic nie odpowiedziałam, wtuliłam się w jego klatkę piersiową i cicho zaciągałam nosem.