Tak długo mnie już tu nie ma i wiem, że zawiodłam każdą z Was - DOSŁOWNIE.
Nigdy nie sądziłam, że mogę przestać pisać, ale to stało się samo z siebie. Jeszcze rok temu myślałam, że jestem wielką humanistką, że będę pisała książki i opowiadania na okrągło. Teraz, po pierwszej klasie liceum sądzę, że jednak mam umysł ścisły, że wolałabym być na kierunku bio-chem. Jednak mam wspaniałą klasę i nie chciałabym jej zmieniać. Ale do rzeczy.
Od początku maja do połowy czerwca miałam mnóstwo sprawdzianów i zaliczeń. Chciałam wyciągnąć jak najlepszą średnią i zachowanie. W każdym tygodniu miałam trzy sprawdziany, do tego kartkówki, więc wszystko było zawalone nauką. I nie poszło to na marne. Jestem zadowolona ze swojej średniej - 4,17 i z zachowania - wzorowe. Nigdy bym sobie takiego nie dała, bo jestem za bardzo pyskata i wszyscy dobrze o tym wiedzą, łącznie z moim wychowawcą.
A jakby tego było mało niecałe dwa tygodnie przed końcem roku, osoba mi bardzo bliska próbowała popełnić samobójstwo. Cały czas walczy o życie, nie będę pisała co dokładnie się stało. Stan jest krytyczny i były dwa momenty, w których lekarze nie dawali mu żadnych szans.
Tak więc przepraszam, ale teraz jestem myślami całkowicie gdzie indziej. Nawet mi się nie chce świętować moich nadchodzących urodzin.
Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że to uszanujecie.
Bloga tego nie skończyłam, macie moje słowo, że na pewno powrócę do pisania.
Wasza
kissonme
xx
marzenia są czymś ważnym
sobota, 6 lipca 2013
czwartek, 2 maja 2013
ROZDZIAŁ 61 - CO TAK?
Jak to dobrze, że wracam do domu. Strasznie przywiązałam się
do tych ludzi i szczerze zamieszkałabym tu, aby im pomóc, lecz nie chcę patrzeć
na śmierć innych. Jestem za bardzo uczuciowa. Może nie zawsze to okazywałam,
ale tak jest – naprawdę.
Leciałam razem z chłopakami w samolocie. Przez całą drogę się nie odzywałam. Miałam gulę w gardle, nie mogłam z siebie wydusić ani słowa. Chłopcy jak zwykle śpiewali, nic a nic się nie zmęczyli. Podziwiam ich za to.
-Jesteś głodna? – spytał Harry.
-Nie bardzo. – odpowiedziałam niechętnie.
-Musisz coś jeść. – popatrzył mi w oczy. Nie chciałam się z nim dłużej sprzeciwiać po prostu poprosiłam, aby zamówił mi cokolwiek. Nadal patrzyłam w szybę i podziwiałam chmury.
-Proszę. – podsunął mi pod nos Hazza.
-Dziękuję. – uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść spaghetti.
Lot zleciał szybko, z lotniska odebrał mnie Tata. Bez słowa pojechałam do domu.
Okazało się, że jest tam Gemma i Tony. Jakoś nie miałam nastroju do rodzinnych spotkań, ale nic się nie odezwałam.
-My jedziemy do Milkshake City, a Wy zostańcie. – oznajmił chwilę później Tony.
-Jasne. – uśmiechnęłam się najszczerzej jak w tym momencie umiałam i zamknęłam za nimi drzwi.
Moja szwagierka była już tydzień przed terminem. Wyglądała bardzo ładnie, naprawdę ciąża jej służyła.
-Jak w małżeństwie? – spytałam.
-Szczerze to nie widzę różnicy oprócz obrączek na naszych dłoniach.. Aczkolwiek muszę przyznać jest cudownie. – uśmiechnęła się. Chyba wreszcie znalazłyśmy wspólny język. – A jak z Harrym?
Spuściłam wzrok i nie wiedziałam co powiedzieć. W sumie sama nie wiem co było między nami. Kocham go to oczywiste, ale czy my jeszcze do siebie wrócimy?
-Dogadujemy się. – popatrzyłam w jej oczy.
-Ale wrócicie do siebie czy nie? – ciągnęła mnie za język. Kurde czemu ona musi być aż tak wścibska?
-Nie wiem, wiesz dobrze, że to nie zależy ode mnie. Chcesz lody? – zmieniłam temat.
-Tak. A masz jeszcze ogórki kiszone?
-Są, zaraz Ci przyniosę.
Nie zdziwiłam się zachciankami Gemmy, sama miałam, podobne zachcianki, mimo że ja nigdy nie byłam w ciąży.
-Masz. – podałam jej talerzyk z lodami i usiadłam obok niej. Oglądałyśmy jakiś teleturniej i załamywałyśmy się głupotą innych ludzi.
-Ała! – krzyknęła nagle Gemma i upuściła łyżkę.
-Co jest? – spytałam przerażona.
-Chyba odeszły mi wody. – spojrzałyśmy na jej spodnie, które były całe mokre w kroku.
-Dzwonie po karetkę. – powiedziałam i wykręciłam numer pogotowia.
Wysłali karetkę, ale po drodze się zepsuła i musimy czekać na drugą. Ułożyłam Gemmę w wygodny sposób. Pani, która ze mną rozmawiała kazała mi dotknąć ją po kroczu i zobaczyć czy wychodzi główka dziecka.
Na moje nieszczęście główka już była, więc nie miałam innego wyboru, musiałam odebrać poród. Gemma krzyczała wniebogłosy. Zanim zaczęła przeć przyniosłam chyba ze trzydzieści ręczników i umyłam ręce.
Po około godziny dziecko wyszło – chłopiec. Karetka była blisko więc to oni mieli mnie poinstruować jak przeciąć pępowinę. Cały dywan w salonie był we krwi, ale to nic, ważne, że na świat przyszedł mój bratanek.
Pojechałam razem z nimi, w międzyczasie zadzwoniłam do brata i powiedziałam że jedziemy do szpitala. Na miejscu się wszyscy spotkaliśmy, jeszcze Harry był z nimi.
-Czemu Ty jesteś cała we krwi? – spytał Tony, a Harry z Tatą mi się przyglądali z przerażeniem.
-Karetka się zepsuła, ona zaczęła rodzić, musiałam przyjąć poród. Masz syna. – uścisnęłam brata. – I nie zdążyłam się umyć. – dodałam.
-Jesteś taka dzielna. – odparł ojciec i po chwili wylądowałam w jego ramionach.
Poszłam do łazienki się umyć, gdy wyszłam czekał na mnie Harry.
-Wiesz chyba musimy pogadać. Nie chcę tego odkładać, bo wiem, że będzie jeszcze trudniej. – popatrzył mi w oczy.
-Jasne. – uśmiechnęłam się, bo dobrze wiedziałam, że to nie będzie dobra rozmowa.
-Kocham Cię, naprawdę.
-Ja Ciebie też – przerwałam mu.
-I nie chcę dłużej czekać. Chcę żeby było jak dawniej. Kochać się z Tobą o każdej porze dnia, wspólnie gotować, śmiać się, sprzątać. Jestem dla mnie największym skarbem rozumiesz? – powiedział z prędkością karabinu.
-Tak. – szepnęłam.
-Co tak? – popatrzył na mnie pytająco.
-Też chcę tego samego co Ty. – uśmiechnęłam się nieśmiało.
Leciałam razem z chłopakami w samolocie. Przez całą drogę się nie odzywałam. Miałam gulę w gardle, nie mogłam z siebie wydusić ani słowa. Chłopcy jak zwykle śpiewali, nic a nic się nie zmęczyli. Podziwiam ich za to.
-Jesteś głodna? – spytał Harry.
-Nie bardzo. – odpowiedziałam niechętnie.
-Musisz coś jeść. – popatrzył mi w oczy. Nie chciałam się z nim dłużej sprzeciwiać po prostu poprosiłam, aby zamówił mi cokolwiek. Nadal patrzyłam w szybę i podziwiałam chmury.
-Proszę. – podsunął mi pod nos Hazza.
-Dziękuję. – uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść spaghetti.
Lot zleciał szybko, z lotniska odebrał mnie Tata. Bez słowa pojechałam do domu.
Okazało się, że jest tam Gemma i Tony. Jakoś nie miałam nastroju do rodzinnych spotkań, ale nic się nie odezwałam.
-My jedziemy do Milkshake City, a Wy zostańcie. – oznajmił chwilę później Tony.
-Jasne. – uśmiechnęłam się najszczerzej jak w tym momencie umiałam i zamknęłam za nimi drzwi.
Moja szwagierka była już tydzień przed terminem. Wyglądała bardzo ładnie, naprawdę ciąża jej służyła.
-Jak w małżeństwie? – spytałam.
-Szczerze to nie widzę różnicy oprócz obrączek na naszych dłoniach.. Aczkolwiek muszę przyznać jest cudownie. – uśmiechnęła się. Chyba wreszcie znalazłyśmy wspólny język. – A jak z Harrym?
Spuściłam wzrok i nie wiedziałam co powiedzieć. W sumie sama nie wiem co było między nami. Kocham go to oczywiste, ale czy my jeszcze do siebie wrócimy?
-Dogadujemy się. – popatrzyłam w jej oczy.
-Ale wrócicie do siebie czy nie? – ciągnęła mnie za język. Kurde czemu ona musi być aż tak wścibska?
-Nie wiem, wiesz dobrze, że to nie zależy ode mnie. Chcesz lody? – zmieniłam temat.
-Tak. A masz jeszcze ogórki kiszone?
-Są, zaraz Ci przyniosę.
Nie zdziwiłam się zachciankami Gemmy, sama miałam, podobne zachcianki, mimo że ja nigdy nie byłam w ciąży.
-Masz. – podałam jej talerzyk z lodami i usiadłam obok niej. Oglądałyśmy jakiś teleturniej i załamywałyśmy się głupotą innych ludzi.
-Ała! – krzyknęła nagle Gemma i upuściła łyżkę.
-Co jest? – spytałam przerażona.
-Chyba odeszły mi wody. – spojrzałyśmy na jej spodnie, które były całe mokre w kroku.
-Dzwonie po karetkę. – powiedziałam i wykręciłam numer pogotowia.
Wysłali karetkę, ale po drodze się zepsuła i musimy czekać na drugą. Ułożyłam Gemmę w wygodny sposób. Pani, która ze mną rozmawiała kazała mi dotknąć ją po kroczu i zobaczyć czy wychodzi główka dziecka.
Na moje nieszczęście główka już była, więc nie miałam innego wyboru, musiałam odebrać poród. Gemma krzyczała wniebogłosy. Zanim zaczęła przeć przyniosłam chyba ze trzydzieści ręczników i umyłam ręce.
Po około godziny dziecko wyszło – chłopiec. Karetka była blisko więc to oni mieli mnie poinstruować jak przeciąć pępowinę. Cały dywan w salonie był we krwi, ale to nic, ważne, że na świat przyszedł mój bratanek.
Pojechałam razem z nimi, w międzyczasie zadzwoniłam do brata i powiedziałam że jedziemy do szpitala. Na miejscu się wszyscy spotkaliśmy, jeszcze Harry był z nimi.
-Czemu Ty jesteś cała we krwi? – spytał Tony, a Harry z Tatą mi się przyglądali z przerażeniem.
-Karetka się zepsuła, ona zaczęła rodzić, musiałam przyjąć poród. Masz syna. – uścisnęłam brata. – I nie zdążyłam się umyć. – dodałam.
-Jesteś taka dzielna. – odparł ojciec i po chwili wylądowałam w jego ramionach.
Poszłam do łazienki się umyć, gdy wyszłam czekał na mnie Harry.
-Wiesz chyba musimy pogadać. Nie chcę tego odkładać, bo wiem, że będzie jeszcze trudniej. – popatrzył mi w oczy.
-Jasne. – uśmiechnęłam się, bo dobrze wiedziałam, że to nie będzie dobra rozmowa.
-Kocham Cię, naprawdę.
-Ja Ciebie też – przerwałam mu.
-I nie chcę dłużej czekać. Chcę żeby było jak dawniej. Kochać się z Tobą o każdej porze dnia, wspólnie gotować, śmiać się, sprzątać. Jestem dla mnie największym skarbem rozumiesz? – powiedział z prędkością karabinu.
-Tak. – szepnęłam.
-Co tak? – popatrzył na mnie pytająco.
-Też chcę tego samego co Ty. – uśmiechnęłam się nieśmiało.
środa, 24 kwietnia 2013
LIBSTER AWARDS
Po raz kolejny zostałam nominowana do Liebster Awards, na tym blogu chyba raz, albo wcale, przepraszam, nie pamiętam. Nie będę nominować innych, bo nie czytam innym blogów.
Oto pytania:
Oto pytania:
1. Ile masz lat ?
W lipcu stuknie mi 17.
2.Ulubiona kreskówka z dzieciństwa ?
Atomówki, Scooby - Doo
3.Ulubiona piosenka
Nie ma takowej, ponieważ co chwilę się to zmienia.
4.Dlaczego się stałaś Directionerką ?
Nie wiem, tak jakoś wyszło.
5. Kogo lubisz najbardziej z One Direction ?
Nialla
6.Które powiedzenie chłopców najbardziej lubisz ?
Nie mam takiego
7. Od kiedy jesteś Directionerka ?|
Od stycznia, zeszłego roku
8. Ulubiona książka
Arabska Żona
9. Którą z dziewczyn chlopaków najbardziej lubisz ?
Eleanor
10. Czy wstydzisz się tego ,że jesteś Directionerką ?
Nie, bo nie mam czego.
11. Miałaś już kiedyś blogi ?
Przed tym blogiem tak. O Lou i o Niallu.
środa, 10 kwietnia 2013
ROZDZIAŁ 60 - ZAŚPIEWASZ MI COŚ?
Życie w Ghanie jest okropne. Tak wiele ludzi, a szczególnie dzieci umiera jednego dnia. Nikogo na nic tu nie stać - zwłaszcza na leki. To niewiarygodne, że żyjemy w tak cywilizowanym świecie, codziennie naukowcy odkrywają co innego, a tu jest tak strasznie.. Tak smutno. Widziałam małego chłopca, który przytula swoją mamę, która leżała na łóżku i była ledwo żywa. Aż serce mi zamarło na ten widok. Najchętniej zabrałabym wszystkich do domu.
Szczególnie przywiązałam się do chłopca imieniem Ntambo. Oznaczało to lew. Mały miał sześć lat, dzięki jego mamie, która trochę znała angielski codziennie udaje nam się porozmawiać Mały jest poważnie chory, podobno nic mu już nie może pomóc. Widzę, że z dnia na dzień słabnie, ale jednak blask w jego oczach symbolizuje, że chce walczyć, chce żyć. Tak bardzo chciałabym mu pomóc, codziennie chodzę na rytuały modlitewne, mimo że w to nie wierzę. Wieczorami sama odmawiam cały różaniec, żeby jednak miał szansę żyć.
Jestem tu aż (a może dopiero?) osiem dni. Czas mija szybko, a ja ledwo co zaczęłam pisać artykuł. Nie wiem czy coś z tego wyjdzie. Powinnam rozmawiać codziennie z każdym, ale ja poświęcam czas tylko temu chłopcu.
-Vicky, chodź, przyjechał zespół. - powiedziała Akisi.
-Co? - zaśmiałam się, ale ona już poszła. Fakt słyszałam, że jakiś zespół ma przyjechać, ale nie sądziłam, że to prawda. Wstawałam już z krzesła, gdy usłyszałam cichy głos Ntambo.
-Weźmiesz mnie ze sobą?
-Nie wiem mały. Jesteś strasznie słaby, jak Ci się coś stanie?
Popatrzyłam na jego mamę, kiwnęła potwierdzająco głową.
Wzięłam go delikatnie na ręce, boże jaki on był leciutki. Jak niemowlę. Wtulił się głową w moje ramię, boże jakie to było słodkie uczucie. Przez chwilę zastanowiłam się, jak to by było być mamą. Zawsze mówiłam, że nie chcę dzieci, a teraz.. Nie, to żadne uczucie matczyne. Odsunęłam od siebie te myśli i pokierowałam się w stronę wyjścia.
"One way or another..."
Co? One Direction tutaj? Pamiętam, że nagrywali tę piosenkę dla jakieś fundacji, ale nie sądziłam, że przyjadą tutaj!
Widziałam ich twarze, byli szczęśliwi, że mogą komuś pomóc, uśmiechy tych wszystkich ludzi były dla nich oznaką, że to co robią jest dobre i nie na marne.
-Harry. - podeszłam do niego bliżej.
-Vicky. - chciał mnie przytulic, ale widział, ze na rękach trzymam małego. - Poznaj Ntambo. - zwróciłam się do Loczka. - To jest mój przyjaciel Harry.
-Zaśpiewasz mi coś? - spytał chłopiec. Jednak przez te kilka dni, nauczył się trochę mojego języka.
-Jasne. - odpowiedział i zaczął nucić WMYB.
-Masz śliczny głos. - zakaszlał Ntambo.
-Chodź, odprowadzę Cię do łóżka. - uśmiechnęłam się.
-Pójdę z Wami. - odparł Hazza.
Mały usnął na łóżku, a Loczek zdążył mi powiedzieć dlaczego tutaj są. Pomagają fundacji, będą kręci teledysk do OWOA oraz fragmenty do ich filmu.
-Jak Twój artykuł? - spytał.
-Okropnie. Za bardzo emocjonalnie się przywiązuję. Szczególnie do niego. - wskazałam na Ntambo.
-Widzę, ale wiem, ze jesteś świetną dziennikarką i dasz radę.
-Podziwiam Cię. Zrobiłam Ci tyle złego, a Ty nadal mnie wspierasz. Jesteś najlepszym facetem jakiego znam. - pogładziłam go po włosach.
-Człowiek z miłości czasami robi głupie rzeczy. - uśmiechnął się nieśmiało.
-Chodź, pokaże Ci wioskę. - odpowiedziałam speszona.
Żeby tak naprawdę kogoś tu oprowadzić, trzeba niecałych 30 minut. Z Harrym zajęło mi to ponad trzy godziny.
Gdy wróciliśmy do szpitala, każdy był przygnębiony, chłopcy też. Sądziłam, że to dlatego, że dopiero zobaczyli realia TEGO świata, ale weszłam do sali, w której leżał Ntambo. Wokół niego stały kobiety, modliły się, a jego mama lamentowała w kącie, oczy miała całe zapłakane Momentalnie po policzkach spłynęły mi łzy i zaczęłam histerycznie krzyczeć.
-Nie, nie, to nie może być prawda. - nawet nie wiem, kiedy Harry złapał mnie w swoje objęcia. Chciałam się wyrwać, ale wyniósł mnie stamtąd siłą.
-Miał dopiero sześć lat. Dlaczego on? Dlaczego my żyjemy, a on nie?! - darłam się wniebogłosy - Każdy się tak modlił, nawet ja, każdego wieczoru odmawiałam różaniec, ja która nie zawsze była dobrą katoliczką, modliłam się. Za tego chłopca. I niby Bóg istnieje?! To wszystko jest takie do dupy. - kopnęłam w jakieś pudełko, pod którym był wąż. Zaczęłam piszczeć, dobrze, że Harry mnie złapał i kazał zamilknąć Wąż popełzał w inną stronę, a ja znowu zaczęłam płakać.
-Będzie dobrze. Pomyśl, że jego ostatnie dni życia, były najpiękniejsze, bo spędzone z Tobą. - popatrzył mi w oczy.
Ja nic nie odpowiedziałam, wtuliłam się w jego klatkę piersiową i cicho zaciągałam nosem.
piątek, 5 kwietnia 2013
PIERWSZA ROCZNICA..
Kolejne opowiadanie, które ma już rok. Nie mogę uwierzyć, że już tyle z Wami jestem. To niesamowite! Nawet nie macie pojęcia jak bardzo się z Wami zżyłam. Wiem, że coraz częściej Was zawodzę, dodaję mało rozdziałów, niektóre z Was czytały mojego bloga o Louise, którego 20 marca zakończyłam. Tego dziś też miała zakańczać, ale nie dałam rady. Po pierwsze nie napisałam wystarczająco dużo rozdziałów i nie skończyłam jeszcze historii, bo co jak co mam pomysł, a po drugie nie chcę robić tego sobie ani Wam, bo pękło by mi serce.
Na początku, gdy zaczynałam to opowiadanie i dwa pozostałe (które zakończyłam) sądziłam, że pisanie jest całym moim życiem. One Direction byli wielką jego cząstką (nadal są, ale nie taką wielką), lecz rzeczywistość stała się całkiem inna. Szara, smutna i do dupy (przepraszam za wyrażenie).
Zaczęły się wakacje, nie miałam czasu, wiecznie gdzieś wychodziłam, potem poszłam do liceum. Tutaj naprawdę zrozumiałam co jest moim życiem. Mimo że jestem na kierunku humanistycznym to bardzo, ale to bardzo kocham chemię. Nie chcę się już przepisywać, mam wspaniałą klasę, którą kocham, wychowawcę - anioła. Uwielbiam pisanie, ale nie jestem do końca przekonana czy moje wcześniejsze plany bycia dziennikarką wypalą. Owszem chciałabym być jednym i drugim, nawet myślę o tym, aby któregoś dnia być prezydentem, lecz nie wiem czy mi się to uda. Nie wiem czy dam radę, boję się, że jestem za słaba.
Przejdę teraz do innej części, nie będę Was zanudzała moją nudną historią życia.
Do tej pory liczba wyświetleń tego bloga wynosi: 14459
Liczba komentarzy od Was: ok.272
Mój blog był wyświetlany w Polsce, Stanach Zjednoczonych, Rosji, Niemczech, Indiach, Francji, Wielkiej Brytanii, Izraelu, Szwecji oraz w Indonezji.
Dokładnie 5 kwietnia 2012 roku o godzinie 22:04 dodałam prolog. Mam nadzieję, że będzie kolejny.
Kocham Was.
Wasza
kissonme
xx
Na początku, gdy zaczynałam to opowiadanie i dwa pozostałe (które zakończyłam) sądziłam, że pisanie jest całym moim życiem. One Direction byli wielką jego cząstką (nadal są, ale nie taką wielką), lecz rzeczywistość stała się całkiem inna. Szara, smutna i do dupy (przepraszam za wyrażenie).
Zaczęły się wakacje, nie miałam czasu, wiecznie gdzieś wychodziłam, potem poszłam do liceum. Tutaj naprawdę zrozumiałam co jest moim życiem. Mimo że jestem na kierunku humanistycznym to bardzo, ale to bardzo kocham chemię. Nie chcę się już przepisywać, mam wspaniałą klasę, którą kocham, wychowawcę - anioła. Uwielbiam pisanie, ale nie jestem do końca przekonana czy moje wcześniejsze plany bycia dziennikarką wypalą. Owszem chciałabym być jednym i drugim, nawet myślę o tym, aby któregoś dnia być prezydentem, lecz nie wiem czy mi się to uda. Nie wiem czy dam radę, boję się, że jestem za słaba.
Przejdę teraz do innej części, nie będę Was zanudzała moją nudną historią życia.
Do tej pory liczba wyświetleń tego bloga wynosi: 14459
Liczba komentarzy od Was: ok.272
Mój blog był wyświetlany w Polsce, Stanach Zjednoczonych, Rosji, Niemczech, Indiach, Francji, Wielkiej Brytanii, Izraelu, Szwecji oraz w Indonezji.
Dokładnie 5 kwietnia 2012 roku o godzinie 22:04 dodałam prolog. Mam nadzieję, że będzie kolejny.
Kocham Was.
Wasza
kissonme
xx
środa, 27 marca 2013
ROZDZIAŁ 59 - KOCHAM CIĘ.
Pakowałam ostatnie rzeczy do walizki. Za kilka godzin miałam lecieć samolotem, jestem zmęczona po tym całym weselu. Tyle się wydarzyło, ja i Harry, nasz pocałunek. Tak bardzo mi tego brakowało. Unieszczęśliwiałam samą siebie....
-Jesteś już gotowa? Czas się zbierać na lotnisko. - powiedział Tata, wchodząc do mojego pokoju.
-Sama nie wiem czy wszystko mam. - skrzywiłam się.
-Pomogę Ci zapiąć tę walizkę i zniosę ją już do samochodu. - poradził.
-Jasne.
-Harry przyjeżdża? - spytał, a mnie to pytanie kompletnie zszokowało.
-Nie wiem, nie sądzę. - odpowiedziałam.
-Myślałem, że na weselu coś się zmieniło między wami. - popatrzył na mnie tata.
-Nie wiem naprawdę. Wszystko zależy od Harrego, ja już wystarczająco nabroiłam. Chcę dać mu czas, a jeżeli nie będzie chciał wracać, nie będę go zmuszać. - popatrzyłam w zielone oczy mojego Taty.
-Jesteś już taka dorosła. Tony się wyprowadził, Ty też długo tu pewnie nie pomieszkasz. - posmutniał.
-Może Ty powinieneś sobie kogoś znaleźć? - spytałam.
-Jestem na to już za stary. - pokręcił przecząco głową.
-Nieprawda, masz dopiero 46 lat. Całe życie poświęcałeś nam. Mama potrafi być z kimś innym, Ty też powinieneś. Jesteś już dorosły i razem z Tonym zaakceptujemy wszystkie Twoje decyzje. Chcemy, abyś był szczęśliwy.
-Dziecko chodź już. - uciął temat i wyszedł z moją walizką.
Popatrzyłam ostatni raz na mój pokój, wzięłam torebkę do ręki i byłam gotowa jechać. Bałam się co tam zobaczę, ale myślę, że dam radę.
***
Z Tonym pożegnałam się dzień wcześniej teraz czekałam na lotnisku, nie musiałam iść jeszcze w stronę odpraw. Rozmawiałam z Tatą, gdy nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła.
-Harry? - obróciłam się.
-Myślałem, że nie zdążę, przepraszam, że dopiero teraz, nie mogłem wcześniej.
-Sądziłam, że zobaczymy się dopiero jakoś po moim powrocie, czyli za trzy tygodnie.
-Nie wytrzymałbym. - przysunął się do mnie bliżej. - Nie chcę, żebyś jechała. Boję się, że nie wrócisz. - popatrzył głęboko w moje oczy.
-Będę tutaj, na tym lotnisku równo za dwadzieścia jeden dni. - uśmiechnęłam się.
-Mam nadzieję, że zobaczymy się wcześniej. - złapał mnie za rękę.
-Nie wrócę wcześniej - powiedziałam, lecz widziałam, że on coś kombinuje, ale wolałam nie drążyć tematu, po głowie chodziło mi co innego.
-Mogę o coś zapytać? - przygryzłam nieśmiało dolną wargę.
-Jasne. - popatrzył na mnie wyczekująco.
-Czy jak się zobaczymy następnym razem, porozmawiamy szczerze o nas?
-Mam taką nadzieję, żałuję, że już dawno tego nie zrobiliśmy. - uśmiechnął się.
Tata mnie szturchnął, że już czas, abym szła, bo mówiono przed chwilą o moim locie. Matko, zapomniałam, że on tu w ogóle jest!
-Daj znać, kocham Cię i uważaj na siebie. - wyściskał mnie Tata.
Podeszłam do Hazzy, nie wiedziałam co zrobić. On przytulił mnie, a ja wciągnęłam jego zapach. Tak dawno tego nie robiłam...
-Kocham Cię. - szepnęłam i poszłam w stronę odprawy.
sobota, 9 marca 2013
ROZDZIAŁ 58 - NAPRAWDĘ TEGO CHCESZ?
Wróciłam na uczelnię, nie było aż tak źle. W kilka tygodni wszystko nadrobię. Ponadto jest konkurs na najlepszy artykuł. Nagrodą jest wyjazd do Ghany, gdzie trzeba zrobić reportaż na temat tamtejszej opieki medycznej, a to zostanie opublikowane w telewizji, a napisany artykuł z Ghany zostanie ukazany w New York Times.
Nie trzeba było mnie zachęcać, od razu zaczęłam myśleć nad świetnym tematem, z którym mogłabym wygrać.
Pomyślałam, że napiszę o ludziach bezdomnych Dużo z nich nie chciało ze mną rozmawiać, traktowało mnie jak obcą i w sumie chyba taka byłam. Patrząc na ich świat, to było przerażające. Nie mogłam uwierzyć, że pomagamy w innych krajach, a u samych nas, Brytyjczyków, jest taka bieda.
Dzięki zajęciom i dodatkowej pracy nad artykułem, miałam naprawdę mało czasu, by pomóc Tony'emu i Gemmie w przygotowaniach do wesela. Nawet szczególnie mnie o to nie prosili, co było mi na rękę. Ponadto nie widywałam Harrego i było mi łatwej pogodzić się z tym, że prawdopodobnie już nigdy do siebie nie wrócimy. Ale jedno trzeba było przyznać. To nie on był winny naszemu rozstaniu, tylko ja.
-Kupiłaś już sukienkę? - spytał mnie Tony przy śniadaniu.
-Jaką? - spytałam zaspana. Musiałam wstać o 7, bo na 9 miałam zajęcia, a poprzedniej nocy siedziałam długo nad poprawkami do artykułu.
-No w sobotę jest nasz ślub. Mój i Gemmy. - odparł.
-Ah tak. - stuknęłam się w czoło. Jak ten czas szybko leci. - Umówiłam się z Alice na zakupy. - skłamałam.
Moje stosunki z przyjaciółkami się ociepliły. Eleanor już mnie trawi, Danielle też no i Alice, najbardziej zacięta. Przyznam, że wolałabym żeby było jak dawniej, ale przecież sama jestem sobie winna..
-Dobra lecę do pracy. Cześć siostra. - pocałował mnie w czoło, a ja smętnie jadłam płatki.
Tony był w trakcie przeprowadzki, dziś z tego co pamiętałam, miała być ostatnia noc w tym domu. Szkoda, to wszystko za szybko się potoczyło. Zrozumiałam to o wiele za późno.
***
Sobota nadeszła bardzo szybko. Za szybko! Ponadto byłam w trakcie pakowania. Wygrałam konkurs, dowiedziałam się o tym wczoraj, a na poniedziałek miałam zabukowany bilet. Miało mnie nie być trzy tygodnie.
-Jesteś gotowa? - do mojego pokoju weszła El.
-Prawie. - wrzucałam do walizki ostatnie ciuchy.
-Daj spokój, zrobisz to jutro. - powiedziała przyjaciółka. - Nie chcę żebyś jechała. - odparła nagle. - Harry też tego pewnie nie chce.
-Z Harrym już nie jestem. Dlaczego nie chcesz żebym jechała? - spytałam.
-Bo boję się, że nie wrócisz. Kocham Cię jak siostrę. - powiedziała nagle. - Wiem, że przez ostatnie miesiące tego nie okazywałam, ale taka jest prawda.
-Cieszę się. - uśmiechnęłam się przez łzy i mocno ją przytuliłam.
-Nie płacz, bo się rozmażesz. - zaśmiała się przyjaciółka. - Pięknie wyglądasz w tej sukience.
-Ty w swojej też. - pochwaliłam jej wybór. Beżowa sukienka ładnie podkreślała jej cerę.
Ja na sobie miałam fioletową kieckę, pod kolor buty.
-Idziemy. - zakomunikowała Eleanor i wyszłyśmy z mojego pokoju.
***
Na weselu było cudownie. Gemma z Tonym byli naprawdę szczęśliwi. O dziwo nawet z Harrym tolerowaliśmy się, to znaczy on mnie tolerował.
-Zatańczysz? - podszedł do mnie. Zdziwiłam się.
-Jasne. - podałam mu rękę.
Pół nocy przetańczyliśmy.
-Nie chcę znowu Cię stracić. - powiedział, gdy tańczyliśmy wolny taniec.
-Harry.. - szepnęłam.
-Kocham Cię, a Ty znowu wyjeżdżasz. - popatrzył mi w oczy.
-Za trzy tygodnie wrócę. - powiedziałam. - Ale my, przecież .... - jąkałam się. - Nie jesteśmy razem. Zepsułam wszystko ....
-Naprawimy to, tylko dajmy sobie trochę czasu. - odpowiedział.
-Naprawdę tego chcesz? - spytałam.
-Tak. - przybliżył się do mnie i delikatnie pocałował..
Subskrybuj:
Posty (Atom)