Tak długo mnie już tu nie ma i wiem, że zawiodłam każdą z Was - DOSŁOWNIE.
Nigdy nie sądziłam, że mogę przestać pisać, ale to stało się samo z siebie. Jeszcze rok temu myślałam, że jestem wielką humanistką, że będę pisała książki i opowiadania na okrągło. Teraz, po pierwszej klasie liceum sądzę, że jednak mam umysł ścisły, że wolałabym być na kierunku bio-chem. Jednak mam wspaniałą klasę i nie chciałabym jej zmieniać. Ale do rzeczy.
Od początku maja do połowy czerwca miałam mnóstwo sprawdzianów i zaliczeń. Chciałam wyciągnąć jak najlepszą średnią i zachowanie. W każdym tygodniu miałam trzy sprawdziany, do tego kartkówki, więc wszystko było zawalone nauką. I nie poszło to na marne. Jestem zadowolona ze swojej średniej - 4,17 i z zachowania - wzorowe. Nigdy bym sobie takiego nie dała, bo jestem za bardzo pyskata i wszyscy dobrze o tym wiedzą, łącznie z moim wychowawcą.
A jakby tego było mało niecałe dwa tygodnie przed końcem roku, osoba mi bardzo bliska próbowała popełnić samobójstwo. Cały czas walczy o życie, nie będę pisała co dokładnie się stało. Stan jest krytyczny i były dwa momenty, w których lekarze nie dawali mu żadnych szans.
Tak więc przepraszam, ale teraz jestem myślami całkowicie gdzie indziej. Nawet mi się nie chce świętować moich nadchodzących urodzin.
Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że to uszanujecie.
Bloga tego nie skończyłam, macie moje słowo, że na pewno powrócę do pisania.
Wasza
kissonme
xx
sobota, 6 lipca 2013
czwartek, 2 maja 2013
ROZDZIAŁ 61 - CO TAK?
Jak to dobrze, że wracam do domu. Strasznie przywiązałam się
do tych ludzi i szczerze zamieszkałabym tu, aby im pomóc, lecz nie chcę patrzeć
na śmierć innych. Jestem za bardzo uczuciowa. Może nie zawsze to okazywałam,
ale tak jest – naprawdę.
Leciałam razem z chłopakami w samolocie. Przez całą drogę się nie odzywałam. Miałam gulę w gardle, nie mogłam z siebie wydusić ani słowa. Chłopcy jak zwykle śpiewali, nic a nic się nie zmęczyli. Podziwiam ich za to.
-Jesteś głodna? – spytał Harry.
-Nie bardzo. – odpowiedziałam niechętnie.
-Musisz coś jeść. – popatrzył mi w oczy. Nie chciałam się z nim dłużej sprzeciwiać po prostu poprosiłam, aby zamówił mi cokolwiek. Nadal patrzyłam w szybę i podziwiałam chmury.
-Proszę. – podsunął mi pod nos Hazza.
-Dziękuję. – uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść spaghetti.
Lot zleciał szybko, z lotniska odebrał mnie Tata. Bez słowa pojechałam do domu.
Okazało się, że jest tam Gemma i Tony. Jakoś nie miałam nastroju do rodzinnych spotkań, ale nic się nie odezwałam.
-My jedziemy do Milkshake City, a Wy zostańcie. – oznajmił chwilę później Tony.
-Jasne. – uśmiechnęłam się najszczerzej jak w tym momencie umiałam i zamknęłam za nimi drzwi.
Moja szwagierka była już tydzień przed terminem. Wyglądała bardzo ładnie, naprawdę ciąża jej służyła.
-Jak w małżeństwie? – spytałam.
-Szczerze to nie widzę różnicy oprócz obrączek na naszych dłoniach.. Aczkolwiek muszę przyznać jest cudownie. – uśmiechnęła się. Chyba wreszcie znalazłyśmy wspólny język. – A jak z Harrym?
Spuściłam wzrok i nie wiedziałam co powiedzieć. W sumie sama nie wiem co było między nami. Kocham go to oczywiste, ale czy my jeszcze do siebie wrócimy?
-Dogadujemy się. – popatrzyłam w jej oczy.
-Ale wrócicie do siebie czy nie? – ciągnęła mnie za język. Kurde czemu ona musi być aż tak wścibska?
-Nie wiem, wiesz dobrze, że to nie zależy ode mnie. Chcesz lody? – zmieniłam temat.
-Tak. A masz jeszcze ogórki kiszone?
-Są, zaraz Ci przyniosę.
Nie zdziwiłam się zachciankami Gemmy, sama miałam, podobne zachcianki, mimo że ja nigdy nie byłam w ciąży.
-Masz. – podałam jej talerzyk z lodami i usiadłam obok niej. Oglądałyśmy jakiś teleturniej i załamywałyśmy się głupotą innych ludzi.
-Ała! – krzyknęła nagle Gemma i upuściła łyżkę.
-Co jest? – spytałam przerażona.
-Chyba odeszły mi wody. – spojrzałyśmy na jej spodnie, które były całe mokre w kroku.
-Dzwonie po karetkę. – powiedziałam i wykręciłam numer pogotowia.
Wysłali karetkę, ale po drodze się zepsuła i musimy czekać na drugą. Ułożyłam Gemmę w wygodny sposób. Pani, która ze mną rozmawiała kazała mi dotknąć ją po kroczu i zobaczyć czy wychodzi główka dziecka.
Na moje nieszczęście główka już była, więc nie miałam innego wyboru, musiałam odebrać poród. Gemma krzyczała wniebogłosy. Zanim zaczęła przeć przyniosłam chyba ze trzydzieści ręczników i umyłam ręce.
Po około godziny dziecko wyszło – chłopiec. Karetka była blisko więc to oni mieli mnie poinstruować jak przeciąć pępowinę. Cały dywan w salonie był we krwi, ale to nic, ważne, że na świat przyszedł mój bratanek.
Pojechałam razem z nimi, w międzyczasie zadzwoniłam do brata i powiedziałam że jedziemy do szpitala. Na miejscu się wszyscy spotkaliśmy, jeszcze Harry był z nimi.
-Czemu Ty jesteś cała we krwi? – spytał Tony, a Harry z Tatą mi się przyglądali z przerażeniem.
-Karetka się zepsuła, ona zaczęła rodzić, musiałam przyjąć poród. Masz syna. – uścisnęłam brata. – I nie zdążyłam się umyć. – dodałam.
-Jesteś taka dzielna. – odparł ojciec i po chwili wylądowałam w jego ramionach.
Poszłam do łazienki się umyć, gdy wyszłam czekał na mnie Harry.
-Wiesz chyba musimy pogadać. Nie chcę tego odkładać, bo wiem, że będzie jeszcze trudniej. – popatrzył mi w oczy.
-Jasne. – uśmiechnęłam się, bo dobrze wiedziałam, że to nie będzie dobra rozmowa.
-Kocham Cię, naprawdę.
-Ja Ciebie też – przerwałam mu.
-I nie chcę dłużej czekać. Chcę żeby było jak dawniej. Kochać się z Tobą o każdej porze dnia, wspólnie gotować, śmiać się, sprzątać. Jestem dla mnie największym skarbem rozumiesz? – powiedział z prędkością karabinu.
-Tak. – szepnęłam.
-Co tak? – popatrzył na mnie pytająco.
-Też chcę tego samego co Ty. – uśmiechnęłam się nieśmiało.
Leciałam razem z chłopakami w samolocie. Przez całą drogę się nie odzywałam. Miałam gulę w gardle, nie mogłam z siebie wydusić ani słowa. Chłopcy jak zwykle śpiewali, nic a nic się nie zmęczyli. Podziwiam ich za to.
-Jesteś głodna? – spytał Harry.
-Nie bardzo. – odpowiedziałam niechętnie.
-Musisz coś jeść. – popatrzył mi w oczy. Nie chciałam się z nim dłużej sprzeciwiać po prostu poprosiłam, aby zamówił mi cokolwiek. Nadal patrzyłam w szybę i podziwiałam chmury.
-Proszę. – podsunął mi pod nos Hazza.
-Dziękuję. – uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść spaghetti.
Lot zleciał szybko, z lotniska odebrał mnie Tata. Bez słowa pojechałam do domu.
Okazało się, że jest tam Gemma i Tony. Jakoś nie miałam nastroju do rodzinnych spotkań, ale nic się nie odezwałam.
-My jedziemy do Milkshake City, a Wy zostańcie. – oznajmił chwilę później Tony.
-Jasne. – uśmiechnęłam się najszczerzej jak w tym momencie umiałam i zamknęłam za nimi drzwi.
Moja szwagierka była już tydzień przed terminem. Wyglądała bardzo ładnie, naprawdę ciąża jej służyła.
-Jak w małżeństwie? – spytałam.
-Szczerze to nie widzę różnicy oprócz obrączek na naszych dłoniach.. Aczkolwiek muszę przyznać jest cudownie. – uśmiechnęła się. Chyba wreszcie znalazłyśmy wspólny język. – A jak z Harrym?
Spuściłam wzrok i nie wiedziałam co powiedzieć. W sumie sama nie wiem co było między nami. Kocham go to oczywiste, ale czy my jeszcze do siebie wrócimy?
-Dogadujemy się. – popatrzyłam w jej oczy.
-Ale wrócicie do siebie czy nie? – ciągnęła mnie za język. Kurde czemu ona musi być aż tak wścibska?
-Nie wiem, wiesz dobrze, że to nie zależy ode mnie. Chcesz lody? – zmieniłam temat.
-Tak. A masz jeszcze ogórki kiszone?
-Są, zaraz Ci przyniosę.
Nie zdziwiłam się zachciankami Gemmy, sama miałam, podobne zachcianki, mimo że ja nigdy nie byłam w ciąży.
-Masz. – podałam jej talerzyk z lodami i usiadłam obok niej. Oglądałyśmy jakiś teleturniej i załamywałyśmy się głupotą innych ludzi.
-Ała! – krzyknęła nagle Gemma i upuściła łyżkę.
-Co jest? – spytałam przerażona.
-Chyba odeszły mi wody. – spojrzałyśmy na jej spodnie, które były całe mokre w kroku.
-Dzwonie po karetkę. – powiedziałam i wykręciłam numer pogotowia.
Wysłali karetkę, ale po drodze się zepsuła i musimy czekać na drugą. Ułożyłam Gemmę w wygodny sposób. Pani, która ze mną rozmawiała kazała mi dotknąć ją po kroczu i zobaczyć czy wychodzi główka dziecka.
Na moje nieszczęście główka już była, więc nie miałam innego wyboru, musiałam odebrać poród. Gemma krzyczała wniebogłosy. Zanim zaczęła przeć przyniosłam chyba ze trzydzieści ręczników i umyłam ręce.
Po około godziny dziecko wyszło – chłopiec. Karetka była blisko więc to oni mieli mnie poinstruować jak przeciąć pępowinę. Cały dywan w salonie był we krwi, ale to nic, ważne, że na świat przyszedł mój bratanek.
Pojechałam razem z nimi, w międzyczasie zadzwoniłam do brata i powiedziałam że jedziemy do szpitala. Na miejscu się wszyscy spotkaliśmy, jeszcze Harry był z nimi.
-Czemu Ty jesteś cała we krwi? – spytał Tony, a Harry z Tatą mi się przyglądali z przerażeniem.
-Karetka się zepsuła, ona zaczęła rodzić, musiałam przyjąć poród. Masz syna. – uścisnęłam brata. – I nie zdążyłam się umyć. – dodałam.
-Jesteś taka dzielna. – odparł ojciec i po chwili wylądowałam w jego ramionach.
Poszłam do łazienki się umyć, gdy wyszłam czekał na mnie Harry.
-Wiesz chyba musimy pogadać. Nie chcę tego odkładać, bo wiem, że będzie jeszcze trudniej. – popatrzył mi w oczy.
-Jasne. – uśmiechnęłam się, bo dobrze wiedziałam, że to nie będzie dobra rozmowa.
-Kocham Cię, naprawdę.
-Ja Ciebie też – przerwałam mu.
-I nie chcę dłużej czekać. Chcę żeby było jak dawniej. Kochać się z Tobą o każdej porze dnia, wspólnie gotować, śmiać się, sprzątać. Jestem dla mnie największym skarbem rozumiesz? – powiedział z prędkością karabinu.
-Tak. – szepnęłam.
-Co tak? – popatrzył na mnie pytająco.
-Też chcę tego samego co Ty. – uśmiechnęłam się nieśmiało.
środa, 24 kwietnia 2013
LIBSTER AWARDS
Po raz kolejny zostałam nominowana do Liebster Awards, na tym blogu chyba raz, albo wcale, przepraszam, nie pamiętam. Nie będę nominować innych, bo nie czytam innym blogów.
Oto pytania:
Oto pytania:
1. Ile masz lat ?
W lipcu stuknie mi 17.
2.Ulubiona kreskówka z dzieciństwa ?
Atomówki, Scooby - Doo
3.Ulubiona piosenka
Nie ma takowej, ponieważ co chwilę się to zmienia.
4.Dlaczego się stałaś Directionerką ?
Nie wiem, tak jakoś wyszło.
5. Kogo lubisz najbardziej z One Direction ?
Nialla
6.Które powiedzenie chłopców najbardziej lubisz ?
Nie mam takiego
7. Od kiedy jesteś Directionerka ?|
Od stycznia, zeszłego roku
8. Ulubiona książka
Arabska Żona
9. Którą z dziewczyn chlopaków najbardziej lubisz ?
Eleanor
10. Czy wstydzisz się tego ,że jesteś Directionerką ?
Nie, bo nie mam czego.
11. Miałaś już kiedyś blogi ?
Przed tym blogiem tak. O Lou i o Niallu.
środa, 10 kwietnia 2013
ROZDZIAŁ 60 - ZAŚPIEWASZ MI COŚ?
Życie w Ghanie jest okropne. Tak wiele ludzi, a szczególnie dzieci umiera jednego dnia. Nikogo na nic tu nie stać - zwłaszcza na leki. To niewiarygodne, że żyjemy w tak cywilizowanym świecie, codziennie naukowcy odkrywają co innego, a tu jest tak strasznie.. Tak smutno. Widziałam małego chłopca, który przytula swoją mamę, która leżała na łóżku i była ledwo żywa. Aż serce mi zamarło na ten widok. Najchętniej zabrałabym wszystkich do domu.
Szczególnie przywiązałam się do chłopca imieniem Ntambo. Oznaczało to lew. Mały miał sześć lat, dzięki jego mamie, która trochę znała angielski codziennie udaje nam się porozmawiać Mały jest poważnie chory, podobno nic mu już nie może pomóc. Widzę, że z dnia na dzień słabnie, ale jednak blask w jego oczach symbolizuje, że chce walczyć, chce żyć. Tak bardzo chciałabym mu pomóc, codziennie chodzę na rytuały modlitewne, mimo że w to nie wierzę. Wieczorami sama odmawiam cały różaniec, żeby jednak miał szansę żyć.
Jestem tu aż (a może dopiero?) osiem dni. Czas mija szybko, a ja ledwo co zaczęłam pisać artykuł. Nie wiem czy coś z tego wyjdzie. Powinnam rozmawiać codziennie z każdym, ale ja poświęcam czas tylko temu chłopcu.
-Vicky, chodź, przyjechał zespół. - powiedziała Akisi.
-Co? - zaśmiałam się, ale ona już poszła. Fakt słyszałam, że jakiś zespół ma przyjechać, ale nie sądziłam, że to prawda. Wstawałam już z krzesła, gdy usłyszałam cichy głos Ntambo.
-Weźmiesz mnie ze sobą?
-Nie wiem mały. Jesteś strasznie słaby, jak Ci się coś stanie?
Popatrzyłam na jego mamę, kiwnęła potwierdzająco głową.
Wzięłam go delikatnie na ręce, boże jaki on był leciutki. Jak niemowlę. Wtulił się głową w moje ramię, boże jakie to było słodkie uczucie. Przez chwilę zastanowiłam się, jak to by było być mamą. Zawsze mówiłam, że nie chcę dzieci, a teraz.. Nie, to żadne uczucie matczyne. Odsunęłam od siebie te myśli i pokierowałam się w stronę wyjścia.
"One way or another..."
Co? One Direction tutaj? Pamiętam, że nagrywali tę piosenkę dla jakieś fundacji, ale nie sądziłam, że przyjadą tutaj!
Widziałam ich twarze, byli szczęśliwi, że mogą komuś pomóc, uśmiechy tych wszystkich ludzi były dla nich oznaką, że to co robią jest dobre i nie na marne.
-Harry. - podeszłam do niego bliżej.
-Vicky. - chciał mnie przytulic, ale widział, ze na rękach trzymam małego. - Poznaj Ntambo. - zwróciłam się do Loczka. - To jest mój przyjaciel Harry.
-Zaśpiewasz mi coś? - spytał chłopiec. Jednak przez te kilka dni, nauczył się trochę mojego języka.
-Jasne. - odpowiedział i zaczął nucić WMYB.
-Masz śliczny głos. - zakaszlał Ntambo.
-Chodź, odprowadzę Cię do łóżka. - uśmiechnęłam się.
-Pójdę z Wami. - odparł Hazza.
Mały usnął na łóżku, a Loczek zdążył mi powiedzieć dlaczego tutaj są. Pomagają fundacji, będą kręci teledysk do OWOA oraz fragmenty do ich filmu.
-Jak Twój artykuł? - spytał.
-Okropnie. Za bardzo emocjonalnie się przywiązuję. Szczególnie do niego. - wskazałam na Ntambo.
-Widzę, ale wiem, ze jesteś świetną dziennikarką i dasz radę.
-Podziwiam Cię. Zrobiłam Ci tyle złego, a Ty nadal mnie wspierasz. Jesteś najlepszym facetem jakiego znam. - pogładziłam go po włosach.
-Człowiek z miłości czasami robi głupie rzeczy. - uśmiechnął się nieśmiało.
-Chodź, pokaże Ci wioskę. - odpowiedziałam speszona.
Żeby tak naprawdę kogoś tu oprowadzić, trzeba niecałych 30 minut. Z Harrym zajęło mi to ponad trzy godziny.
Gdy wróciliśmy do szpitala, każdy był przygnębiony, chłopcy też. Sądziłam, że to dlatego, że dopiero zobaczyli realia TEGO świata, ale weszłam do sali, w której leżał Ntambo. Wokół niego stały kobiety, modliły się, a jego mama lamentowała w kącie, oczy miała całe zapłakane Momentalnie po policzkach spłynęły mi łzy i zaczęłam histerycznie krzyczeć.
-Nie, nie, to nie może być prawda. - nawet nie wiem, kiedy Harry złapał mnie w swoje objęcia. Chciałam się wyrwać, ale wyniósł mnie stamtąd siłą.
-Miał dopiero sześć lat. Dlaczego on? Dlaczego my żyjemy, a on nie?! - darłam się wniebogłosy - Każdy się tak modlił, nawet ja, każdego wieczoru odmawiałam różaniec, ja która nie zawsze była dobrą katoliczką, modliłam się. Za tego chłopca. I niby Bóg istnieje?! To wszystko jest takie do dupy. - kopnęłam w jakieś pudełko, pod którym był wąż. Zaczęłam piszczeć, dobrze, że Harry mnie złapał i kazał zamilknąć Wąż popełzał w inną stronę, a ja znowu zaczęłam płakać.
-Będzie dobrze. Pomyśl, że jego ostatnie dni życia, były najpiękniejsze, bo spędzone z Tobą. - popatrzył mi w oczy.
Ja nic nie odpowiedziałam, wtuliłam się w jego klatkę piersiową i cicho zaciągałam nosem.
piątek, 5 kwietnia 2013
PIERWSZA ROCZNICA..
Kolejne opowiadanie, które ma już rok. Nie mogę uwierzyć, że już tyle z Wami jestem. To niesamowite! Nawet nie macie pojęcia jak bardzo się z Wami zżyłam. Wiem, że coraz częściej Was zawodzę, dodaję mało rozdziałów, niektóre z Was czytały mojego bloga o Louise, którego 20 marca zakończyłam. Tego dziś też miała zakańczać, ale nie dałam rady. Po pierwsze nie napisałam wystarczająco dużo rozdziałów i nie skończyłam jeszcze historii, bo co jak co mam pomysł, a po drugie nie chcę robić tego sobie ani Wam, bo pękło by mi serce.
Na początku, gdy zaczynałam to opowiadanie i dwa pozostałe (które zakończyłam) sądziłam, że pisanie jest całym moim życiem. One Direction byli wielką jego cząstką (nadal są, ale nie taką wielką), lecz rzeczywistość stała się całkiem inna. Szara, smutna i do dupy (przepraszam za wyrażenie).
Zaczęły się wakacje, nie miałam czasu, wiecznie gdzieś wychodziłam, potem poszłam do liceum. Tutaj naprawdę zrozumiałam co jest moim życiem. Mimo że jestem na kierunku humanistycznym to bardzo, ale to bardzo kocham chemię. Nie chcę się już przepisywać, mam wspaniałą klasę, którą kocham, wychowawcę - anioła. Uwielbiam pisanie, ale nie jestem do końca przekonana czy moje wcześniejsze plany bycia dziennikarką wypalą. Owszem chciałabym być jednym i drugim, nawet myślę o tym, aby któregoś dnia być prezydentem, lecz nie wiem czy mi się to uda. Nie wiem czy dam radę, boję się, że jestem za słaba.
Przejdę teraz do innej części, nie będę Was zanudzała moją nudną historią życia.
Do tej pory liczba wyświetleń tego bloga wynosi: 14459
Liczba komentarzy od Was: ok.272
Mój blog był wyświetlany w Polsce, Stanach Zjednoczonych, Rosji, Niemczech, Indiach, Francji, Wielkiej Brytanii, Izraelu, Szwecji oraz w Indonezji.
Dokładnie 5 kwietnia 2012 roku o godzinie 22:04 dodałam prolog. Mam nadzieję, że będzie kolejny.
Kocham Was.
Wasza
kissonme
xx
Na początku, gdy zaczynałam to opowiadanie i dwa pozostałe (które zakończyłam) sądziłam, że pisanie jest całym moim życiem. One Direction byli wielką jego cząstką (nadal są, ale nie taką wielką), lecz rzeczywistość stała się całkiem inna. Szara, smutna i do dupy (przepraszam za wyrażenie).
Zaczęły się wakacje, nie miałam czasu, wiecznie gdzieś wychodziłam, potem poszłam do liceum. Tutaj naprawdę zrozumiałam co jest moim życiem. Mimo że jestem na kierunku humanistycznym to bardzo, ale to bardzo kocham chemię. Nie chcę się już przepisywać, mam wspaniałą klasę, którą kocham, wychowawcę - anioła. Uwielbiam pisanie, ale nie jestem do końca przekonana czy moje wcześniejsze plany bycia dziennikarką wypalą. Owszem chciałabym być jednym i drugim, nawet myślę o tym, aby któregoś dnia być prezydentem, lecz nie wiem czy mi się to uda. Nie wiem czy dam radę, boję się, że jestem za słaba.
Przejdę teraz do innej części, nie będę Was zanudzała moją nudną historią życia.
Do tej pory liczba wyświetleń tego bloga wynosi: 14459
Liczba komentarzy od Was: ok.272
Mój blog był wyświetlany w Polsce, Stanach Zjednoczonych, Rosji, Niemczech, Indiach, Francji, Wielkiej Brytanii, Izraelu, Szwecji oraz w Indonezji.
Dokładnie 5 kwietnia 2012 roku o godzinie 22:04 dodałam prolog. Mam nadzieję, że będzie kolejny.
Kocham Was.
Wasza
kissonme
xx
środa, 27 marca 2013
ROZDZIAŁ 59 - KOCHAM CIĘ.
Pakowałam ostatnie rzeczy do walizki. Za kilka godzin miałam lecieć samolotem, jestem zmęczona po tym całym weselu. Tyle się wydarzyło, ja i Harry, nasz pocałunek. Tak bardzo mi tego brakowało. Unieszczęśliwiałam samą siebie....
-Jesteś już gotowa? Czas się zbierać na lotnisko. - powiedział Tata, wchodząc do mojego pokoju.
-Sama nie wiem czy wszystko mam. - skrzywiłam się.
-Pomogę Ci zapiąć tę walizkę i zniosę ją już do samochodu. - poradził.
-Jasne.
-Harry przyjeżdża? - spytał, a mnie to pytanie kompletnie zszokowało.
-Nie wiem, nie sądzę. - odpowiedziałam.
-Myślałem, że na weselu coś się zmieniło między wami. - popatrzył na mnie tata.
-Nie wiem naprawdę. Wszystko zależy od Harrego, ja już wystarczająco nabroiłam. Chcę dać mu czas, a jeżeli nie będzie chciał wracać, nie będę go zmuszać. - popatrzyłam w zielone oczy mojego Taty.
-Jesteś już taka dorosła. Tony się wyprowadził, Ty też długo tu pewnie nie pomieszkasz. - posmutniał.
-Może Ty powinieneś sobie kogoś znaleźć? - spytałam.
-Jestem na to już za stary. - pokręcił przecząco głową.
-Nieprawda, masz dopiero 46 lat. Całe życie poświęcałeś nam. Mama potrafi być z kimś innym, Ty też powinieneś. Jesteś już dorosły i razem z Tonym zaakceptujemy wszystkie Twoje decyzje. Chcemy, abyś był szczęśliwy.
-Dziecko chodź już. - uciął temat i wyszedł z moją walizką.
Popatrzyłam ostatni raz na mój pokój, wzięłam torebkę do ręki i byłam gotowa jechać. Bałam się co tam zobaczę, ale myślę, że dam radę.
***
Z Tonym pożegnałam się dzień wcześniej teraz czekałam na lotnisku, nie musiałam iść jeszcze w stronę odpraw. Rozmawiałam z Tatą, gdy nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła.
-Harry? - obróciłam się.
-Myślałem, że nie zdążę, przepraszam, że dopiero teraz, nie mogłem wcześniej.
-Sądziłam, że zobaczymy się dopiero jakoś po moim powrocie, czyli za trzy tygodnie.
-Nie wytrzymałbym. - przysunął się do mnie bliżej. - Nie chcę, żebyś jechała. Boję się, że nie wrócisz. - popatrzył głęboko w moje oczy.
-Będę tutaj, na tym lotnisku równo za dwadzieścia jeden dni. - uśmiechnęłam się.
-Mam nadzieję, że zobaczymy się wcześniej. - złapał mnie za rękę.
-Nie wrócę wcześniej - powiedziałam, lecz widziałam, że on coś kombinuje, ale wolałam nie drążyć tematu, po głowie chodziło mi co innego.
-Mogę o coś zapytać? - przygryzłam nieśmiało dolną wargę.
-Jasne. - popatrzył na mnie wyczekująco.
-Czy jak się zobaczymy następnym razem, porozmawiamy szczerze o nas?
-Mam taką nadzieję, żałuję, że już dawno tego nie zrobiliśmy. - uśmiechnął się.
Tata mnie szturchnął, że już czas, abym szła, bo mówiono przed chwilą o moim locie. Matko, zapomniałam, że on tu w ogóle jest!
-Daj znać, kocham Cię i uważaj na siebie. - wyściskał mnie Tata.
Podeszłam do Hazzy, nie wiedziałam co zrobić. On przytulił mnie, a ja wciągnęłam jego zapach. Tak dawno tego nie robiłam...
-Kocham Cię. - szepnęłam i poszłam w stronę odprawy.
sobota, 9 marca 2013
ROZDZIAŁ 58 - NAPRAWDĘ TEGO CHCESZ?
Wróciłam na uczelnię, nie było aż tak źle. W kilka tygodni wszystko nadrobię. Ponadto jest konkurs na najlepszy artykuł. Nagrodą jest wyjazd do Ghany, gdzie trzeba zrobić reportaż na temat tamtejszej opieki medycznej, a to zostanie opublikowane w telewizji, a napisany artykuł z Ghany zostanie ukazany w New York Times.
Nie trzeba było mnie zachęcać, od razu zaczęłam myśleć nad świetnym tematem, z którym mogłabym wygrać.
Pomyślałam, że napiszę o ludziach bezdomnych Dużo z nich nie chciało ze mną rozmawiać, traktowało mnie jak obcą i w sumie chyba taka byłam. Patrząc na ich świat, to było przerażające. Nie mogłam uwierzyć, że pomagamy w innych krajach, a u samych nas, Brytyjczyków, jest taka bieda.
Dzięki zajęciom i dodatkowej pracy nad artykułem, miałam naprawdę mało czasu, by pomóc Tony'emu i Gemmie w przygotowaniach do wesela. Nawet szczególnie mnie o to nie prosili, co było mi na rękę. Ponadto nie widywałam Harrego i było mi łatwej pogodzić się z tym, że prawdopodobnie już nigdy do siebie nie wrócimy. Ale jedno trzeba było przyznać. To nie on był winny naszemu rozstaniu, tylko ja.
-Kupiłaś już sukienkę? - spytał mnie Tony przy śniadaniu.
-Jaką? - spytałam zaspana. Musiałam wstać o 7, bo na 9 miałam zajęcia, a poprzedniej nocy siedziałam długo nad poprawkami do artykułu.
-No w sobotę jest nasz ślub. Mój i Gemmy. - odparł.
-Ah tak. - stuknęłam się w czoło. Jak ten czas szybko leci. - Umówiłam się z Alice na zakupy. - skłamałam.
Moje stosunki z przyjaciółkami się ociepliły. Eleanor już mnie trawi, Danielle też no i Alice, najbardziej zacięta. Przyznam, że wolałabym żeby było jak dawniej, ale przecież sama jestem sobie winna..
-Dobra lecę do pracy. Cześć siostra. - pocałował mnie w czoło, a ja smętnie jadłam płatki.
Tony był w trakcie przeprowadzki, dziś z tego co pamiętałam, miała być ostatnia noc w tym domu. Szkoda, to wszystko za szybko się potoczyło. Zrozumiałam to o wiele za późno.
***
Sobota nadeszła bardzo szybko. Za szybko! Ponadto byłam w trakcie pakowania. Wygrałam konkurs, dowiedziałam się o tym wczoraj, a na poniedziałek miałam zabukowany bilet. Miało mnie nie być trzy tygodnie.
-Jesteś gotowa? - do mojego pokoju weszła El.
-Prawie. - wrzucałam do walizki ostatnie ciuchy.
-Daj spokój, zrobisz to jutro. - powiedziała przyjaciółka. - Nie chcę żebyś jechała. - odparła nagle. - Harry też tego pewnie nie chce.
-Z Harrym już nie jestem. Dlaczego nie chcesz żebym jechała? - spytałam.
-Bo boję się, że nie wrócisz. Kocham Cię jak siostrę. - powiedziała nagle. - Wiem, że przez ostatnie miesiące tego nie okazywałam, ale taka jest prawda.
-Cieszę się. - uśmiechnęłam się przez łzy i mocno ją przytuliłam.
-Nie płacz, bo się rozmażesz. - zaśmiała się przyjaciółka. - Pięknie wyglądasz w tej sukience.
-Ty w swojej też. - pochwaliłam jej wybór. Beżowa sukienka ładnie podkreślała jej cerę.
Ja na sobie miałam fioletową kieckę, pod kolor buty.
-Idziemy. - zakomunikowała Eleanor i wyszłyśmy z mojego pokoju.
***
Na weselu było cudownie. Gemma z Tonym byli naprawdę szczęśliwi. O dziwo nawet z Harrym tolerowaliśmy się, to znaczy on mnie tolerował.
-Zatańczysz? - podszedł do mnie. Zdziwiłam się.
-Jasne. - podałam mu rękę.
Pół nocy przetańczyliśmy.
-Nie chcę znowu Cię stracić. - powiedział, gdy tańczyliśmy wolny taniec.
-Harry.. - szepnęłam.
-Kocham Cię, a Ty znowu wyjeżdżasz. - popatrzył mi w oczy.
-Za trzy tygodnie wrócę. - powiedziałam. - Ale my, przecież .... - jąkałam się. - Nie jesteśmy razem. Zepsułam wszystko ....
-Naprawimy to, tylko dajmy sobie trochę czasu. - odpowiedział.
-Naprawdę tego chcesz? - spytałam.
-Tak. - przybliżył się do mnie i delikatnie pocałował..
sobota, 16 lutego 2013
ROZDZIAŁ 57 - CZEKAJ, POKAŻĘ CI OBRĄCZKI.
Gemma była już w piątym miesiącu ciąży. Dziwnie zrobili, że wyprawiają wesele, gdy ona będzie już nieco większa, no nie oszukujmy się, w siódmym miesiącu nie jest się chudym, chociaż widziałam kilka zdjęć w internecie, pięknie wyglądała w ciąży, służyło jej to. Nie chcieli znać płci dziecka, więc każdy z niecierpliwością czekał na narodziny nowego członka rodziny.
Dziś postanowiłam odwiedzić przyszłą bratową. Może nie miałyśmy dobrych relacji, ale chciałam to jakoś naprawić, chociaż nie wiem czy było coś jeszcze do naprawiania.
Wsiadłam w samochód i pojechałam. Wcześniej uprzedziłam ją telefonem, po głosie nie była zadowolona, ale może też myślała, że lepiej byłoby, gdybyśmy się jakoś tolerowały.
***
-Dzień dobry Anne. - powiedziałam do mamy Harrego. Widać było, że jest zła.
-Witaj Vicky. - wpuściła mnie do środka i starała się zachowywać pozory.
Zaprosiła mnie gestem ręki do salonu. Gemma siedziała i jadła lody.
-Cześć. - uśmiechnęłam się. - Jak maluszek?
-W porządku, rośnie. - odpowiedziała normalnie, co aż było dla mnie dziwne. Czyżby zmiana nastroju? - A jak u Ciebie?
-Dobrze. Od przyszłego tygodnia wracam na uczelnię. - odpowiedziałam. - A jak tam urządzanie nowego domu?
-Zostawiłam wolną rękę Tony'emu. Nie mam do tego głowy, ani szczerze ochoty. Mamy podobne gusty, więc myślę, że się nie przestraszę. - zaśmiała się.
-Gdyby coś, pomogę mu. - zaoferowałam swoją pomoc.
-Chcecie coś do picia? - spytała Anne.
-Możesz nam nalać soku. - odpowiedziała Gemma. - No chyba, że wolisz coś innego. - popatrzyła na mnie.
-Nie, nie, sok jest okej. - uśmiechnęłam się.
-Czekaj, pokażę Ci obrączki. - wstała do szafki i wyciągnęła czerwone pudełko.
Otworzyłam je i zamarłam. To były obrączki moich dziadków. Były jedyne w swoim rodzaju. Skromne, złote, ale piękne i błyszczące. Zawsze o nich marzyłam, babcia mi je obiecała po śmierci dziadka, ale widocznie oddała je Tony'emu po tym co zrobiłam. Moi dziadkowie przeżyli razem 40 lat, ich miłość była piękna, sądziłam, że moja też taka będzie.
-A tu jest pierścionek zaręczynowy. - pokazała, a ja myślałam, że mam omamy. Kolejna pamiątka rodzinna. Złoto i bordowe oczko. Piękny, to był jedyny pierścionek, u którego lubiłam kolorowy kamień. - Nie noszę go, bo puchną mi palce, ale mam nadzieję, gdy już urodzę, będę mogła.
-Tak. - uśmiechnęłam się. - Ja też. - powiedziałam, chociaż było mi bardzo przykro.
Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Anne poszła otworzyć Do salonu wszedł Harry z Tonym. Byli zdziwieni moim widokiem, pewnie nie zauważyli samochodu, bo postawiłam, go trochę dalej, żeby paparazzi znowu mnie nie okrążyło.
-Cześć. - powiedzieli, tylko Tony podszedł dać mi buziaka, bo od rana się nie widzieliśmy.
-Cześć. - odpowiedziałam i wstałam z kanapy. - Będę się zbierać.
-Nie, zostań jeszcze na obiedzie. - zaprotestowała Gemma.
-Muszę skoczyć jeszcze po notatki. Trzymaj się. - pocałowałam przyszłą mamę w policzek. Harry stał w drzwiach salonu, popatrzył tylko na mnie, a ja wzięłam kurtkę i wyszłam.
-Poczekaj. - usłyszałam po chwili za sobą.
Odwróciłam się i nie wiedziałam co zrobić. Harry popatrzył w moje oczy i chyba miał podobnie.
-Chciałbym, abyśmy przynajmniej dla nich starali się tolerować. - powiedział po chwili.
-Ja Ciebie toleruję, ale masz rację... Okej. - popatrzyłam w jego zielone oczy i odgarnęłam włosy z czoła.
Chciałam odejść, gdy nagle znowu się odezwał.
-Przykro mi z powodu Twojej siostry. Nie zasługiwała na to. Tony mi powiedział.
-Dzięki. - odparłam, a łzy znowu napłynęły mi do oczu.
Hazza złapał mnie delikatnie za opuszki palców, to było dla mnie nieziemskie uczucie, ale po szybkiej chwili puścił je.
-Cześć. - uśmiechnęłam się i poszłam w stronę swojego samochodu.
oczami Harrego
Wszedłem do domu i słyszałem jak próbowali udawać, że o czymś gadają.
-Wiem, że byliście w oknie. - powiedziałem od razu.
-I jak? - spytała mama.
-Normalnie, złożyłem kondolencję z powodu jej siostry. - odpowiedziałem.
-Aha. Przygnębiona coś była jak pokazałam jej obrączki. - wtrąciła się moja siostra.
-To pamiątka rodzinna. Miała je dostać na swój ślub, ale babcia oddała je mi. Była na nią strasznie zła, że uciekła. Ona była przekonana, że nie wróci. - powiedział Tony.
-Trochę nie fair, ale trudno, życie. - odparłem obojętnie i poszedłem do swojego pokoju. Musiałem po prostu ochłonąć.
czwartek, 7 lutego 2013
ROZDZIAŁ 56 - KOCHAM CIĘ, ALE NIE RÓB TAK WIĘCEJ, PROSZĘ.
Mój brat nie zamienił ze mną ani słowa. Traktuje mnie jak powietrze, do Taty też ma pretensje, że mu o niczym nie powiedział. Czuję się jeszcze gorzej. Nie wiem co ja chciałam wskórać tą ucieczką. Było mi lepiej? Nie.
-Znalazłem fantastyczny dom na obrzeżach Londynu. - powiedział pewnego ranka, a ja się cieszyłam, że wreszcie przełamuje między nami barierę.
-Pokaż. - uśmiechnęłam się.
Włączył laptopa i muszę przyznać, gdy zobaczyłam ten dom, byłam pod wielkim wrażeniem.
-No, no. - powiedziałam.
-Czynsz też nie jest drogi, myślę, że damy radę. - uśmiechnął się Tony.
-My z H... - przerwałam, bo brat popatrzył na mnie spode łba. - To znaczy Harry Wam na pewno pomoże. - sprostowałam swoją niedoszłą wypowiedź.
-Sami damy sobie radę. Przecież jestem głową rodziny. - powiedział dumnie. Nie mogłam uwierzyć ze ten dwudziesto-jednolatek własne zakłada rodzinę.
-Podziwiam Cię. Jesteś taki odpowiedzialny. Wiesz, ja zachowałam się okropnie, całkowicie nieodpowiedzialnie.
-Vicky... - chciał mnie uciszyć.
-Chcę o tym pogadać. Nie chcę, żebyś mnie jakoś obwiniał, wystarczy, że robią to inni dookoła i ja sama. Bo wiem, że się zachowałam jak tchórz. Zamiast porozmawiać, ja uciekłam.
-Kocham Cię, ale nie rób tak więcej, proszę. - Tony przytulił mnie pierwszy raz odkąd wróciłam. - Chcesz wrócić do Harrego?
-Bardzo, ale wiem, że póki co nie mam na co liczyć i jedyne co mogę zrobić to tylko czekać Miał się odezwać, ale już mija tydzień, a on nie dał znaku życia. - posmutniałam.
-Jest mu ciężko, to zrozumiałe. Dobra ja spadam, musimy załatwić z Gemmą ostatnie formalności ze ślubem.
-Kim będą świadkowie? - spytałam.
-Harry i Eleanor. - odpowiedział, a ja posmutniałam. - Przepraszam, ale to co zrobiłaś .....
-Rozumiem. - przerwałam mu, chociaż w głębi duszy moje serce było rozrywane na milion kawałków.
-Lecę, cześć siostra. - pocałował mnie w głowę i wyszedł.
Siedziałam sama w kuchni, nie miałam już za co się wziąć, posprzątałam wszędzie, nawet w piwnicy zrobiłam porządek. Na uczelni zajęcia zaczynały mi się dopiero w przyszłym tygodniu.
Podniosłam pierwszą, lepszą gazetę leżącą na stole, pod nią była jakaś biała koperta. Otworzyłam ją, a tam było zaproszenie na ślub.
"Zakochani i świadomi, że ich miłość to nie wiatr,
mają zaszczyt zawiadomić, że chcą razem iść przez świat.
Gemma Styles i Anthony Starr
wraz z rodzicami
serdecznie zapraszają
Harrego Stylesa i Victorię Starr
na uroczystość zawarcia Sakramentu Małżeństwa, które odbędzie się
dnia 19.01.2013 roku o godzinie 16.30
w The Cathedral Church of Westminster.
Po uroczystosci Zaślubin zapraszamy na Przyjęcie Weselne
które odbędzie sie w Hotelu "Some Fun"
w Londynie
Uprzejmie prosimy o potwierdzenie przybycia
do dnia 22.12.2012 r. pod nr tel:
Gemma: 555-2145 Anthony: 565-9561"
Harry pewnie dostał inne zaproszenie, a ja byłam ciekawa czy mimo tego co zrobiłam ktoś chce, abym pojawiła się na tym ślubie. Podejrzewam, że Gemma nie będzie zbyt pozytywnie nastawiona, a swoim nieprzemyślanym wybrykiem dolałam tylko oliwy do ognia.
piątek, 1 lutego 2013
środa, 30 stycznia 2013
ROZDZIAŁ 55 - W TAMTYM MOMENCIE RZUCIŁAM WSZYSTKO I POLECIAŁAM PROSTO DO NOWEGO JORKU.
-Naprawdę wróciła?! - do mojego mieszkania wleciała Eleanor i zaczęła chodzić po wszystkich pomieszczeniach.
-Tak, a co? - spytałem zaspany. Była dopiero 10, a zasnąłem nad ranem.
-No nie chciałam uwierzyć Louisowi, przyjechał taki zdenerwowany do mnie. Na początku myślałam, że blefuje. No, ale gdzie ona jest?
-W domu. - odparłem i usiadłem w kuchni przy stole.
-Ubieraj się i pojedziemy do niej. - zakomunikowała przyjaciółka.
-El kocham Cię, ale muszę załatwić to sam. Nie mam ochoty do niej jechać Nie teraz. - popatrzyłem w jej brązowe oczy.
-Okej jak chcesz, ja jadę, muszę jej wygarnąć. - powiedziała bojowo.
Zanim zdążyłem zareagować Eleanor nie było już w moim mieszkaniu. Wstawiłem wodę na herbatę i jak zwykle patrzyłem pusto w widoki za oknem.
oczami Vicky
Ktoś uporczywie pukał do moich drzwi. Nikogo się nie spodziewałam, a byłam sama. Mój Tata pojechał do MSC, a Tony zamieszkał z Gemmą. Postanowili zrobić to dla dobra dziecka, z opowieści Taty słyszałam, że są szczęśliwi, planują się pobrać. Nie widziałam się jeszcze z bratem, nie wiem czy po tym chce mnie jeszcze oglądać.
Miałam nie otwierać, ale ten ktoś był bardzo natarczywy. Otworzyłam drzwi, przede mną stała Eleanor.
-Cześć przyjaciółko. - powiedziała zjadliwie.
-Wejdź. - olałam to i starłam się być miła.
Zamknęłam drzwi i pokierowałam się do salonu, gdzie już siedziała El.
-Czy Ty sobie zdajesz sprawę coś Ty narobiła?! Jesteś cholerną egoistką, nawet nie wiesz jak Harry cierpiał! Interesowało Cię wtedy co my poczujemy? - popatrzyła w moje oczy.
-To nie jest tak jak myślisz. - spuściłam głowę. Mimo ostrego charakteru, nie umiałam się jej teraz postawić Miała rację.
-To mnie oświeć, bo chyba jestem nienormalna! - krzyknęła.
Postanowiłam powiedzieć jej wszystko od początku, chciałam być wobec niej szczera, należało się jej.
-Najpierw byłam jakieś sześćdziesiąt kilometrów stąd, w jakimś motelu. Potem wróciłam na dwa dni i ukrywałam się w domu, musiałam wziąć jakieś rzeczy. Poleciałam do Sydney i miałam tam zostać, odpocząć bo taki był plan. Czułam się zmęczona życiem, nie chciałam nic robić,chodziłam tutaj do psychologa, zalecił mi zmianę otoczenia, więc to zrobiłam. Oczywiście kazał mi was poinformować, lecz ja zrobiłam po swojemu.. Wiem, głupio, ale cóż, czasu nie cofnę. Pracowałam w szpitalu, tata pomagał mi finansowo. Po miesiącu zadzwoniła moja mama. W tamtym momencie rzuciłam wszystko i poleciałam prosto do Nowego Jorku.
-No, ale po co? - zdziwiła się Eleanor.
-Zaraz do tego dojdę. - ostudziłam jej ciekawość - Okazało się, że stan mojej siostry znowu się pogorszył i zostało jej niewiele czasu. Nie mam serca z kamienia, chciałam być z nią w tych ostatnich chwilach. Zmarła miesiąc temu. Na pogrzebie ledwo się trzymałam, moja mama też, ale na drugi dzień spakowałam manatki i wróciłam do Sydney. Z rodzicielką nie utrzymuję kontaktów, nie wybaczyłam jej, mimo że straciła córkę, nie mam zamiaru okazywać jej litości. Miałam wrócić za trzy miesiące, ale jak zobaczyłam ten wywiad, nie mogłam się dłużej ukrywać. - spuściłam głowę.
-Jak się nazywałaś? - spytała.
Podałam jej mój dowód z innym imieniem i nazwiskiem.
-Camille Simpshon. - przeczytała i zaśmiała się. - Twoje ulubione imię.
-Tak. - uśmiechnęłam się. - Proszę Cię, przynajmniej Ty się ode mnie nie odwracaj.
-Przemyślę to. Zrozum, zraniłaś nas wszystkich, nie oczekuj, że rzucą się do Ciebie z otwartymi ramionami.
-Wiem. - spuściłam głowę na dół.
-Muszę już lecieć, odezwę się. - powiedziała i wyszła.
Zostałam sama, ale cóż to jest tylko i wyłącznie moja wina.
środa, 23 stycznia 2013
ROZDZIAŁ 54 - LOU, KTO TO?
-To było genialne stary. - powiedziałem uśmiechnięty w stronę przyjaciela.
-No mi się też to podobało. - zawtórował mi podekscytowaniem Louis.
-Chciałbym mieć taki samochód w domu. - zaśmiałem się.
-I krzywdę byś sobie zrobił Harry. - powiedział Lou.
-Przesadzasz.
Louis namówił mnie na pokaz monster tracków. Już kiedyś na takim byłem, ale fajnie było znowu zobaczyć takie show.
-Chcesz coś do picia? - spytałem.
-Napiłbym się piwa. - odparł.
-Jasne. - odtworzyłem lodówkę i wyciągnąłem czteropak. - Nie pamiętam kiedy ostatni raz spędzaliśmy czas we dwójkę. - zamyśliłem się.
-Ja też nie. Wiecznie nie ma czasu. Albo to coś związane z zespołem, albo ja spędzam czas z rodziną, Eleanor, a Ty ... - nie dokończył, bo chyba bał się mojej reakcji.
-A ja szukałem Vicky.
-Dokładnie. - potwierdził. - Ile to już jej nie ma?
-Trzynaście tygodni. - powiedziałem smutno.
-Wooow, to przecież...
-Ponad trzy miesiące. - przerwałem mu.
-Właśnie. - podszedł do mnie. - Ale wierzę w Ciebie, że dasz radę. Mam też nadzieję, że ona zmądrzeje i wróci.
-Wiesz, gdyby wróciła to .... - nie dane było mi skończyć, bo zadzwonił dzwonek do drzwi. -Ciekawe kogo to niesie? - zdziwiłem się.
-Pójdę otworzyć. - zaoferował się Louis.
Coś długo nie wracał, a nie słyszałem żadnych głosów.
-Lou, kto to? - spytałem i przełączałem kanały w telewizorze.
-Sam zobacz. - powiedział grobowym tonem, a ja przeniosłem mój wzrok na wejście od salonu. Zamarłem.
-Cześć. - powiedziała dziewczyna, którą od tak dawna szukam.
-Vicky?! - krzyknąłem.
-Tak. - szepnęła.
-Co Ty... jak Ty... jak? - jąkałem się.
-Ja Was zostawię samych, jak coś to dzwoń. - Louis klepnął mnie po ramieniu, zabrał swoją kurtkę i wyszedł.
-Obejrzałam Twój wywiad i dopiero wtedy zrozumiałam jaki ból Ci sprawiłam. Byłam, jestem cholerną egoistką. Nie wiem jak mogłam Cię zostawić tak samego. Przecież zawsze wspólnie rozwiązywaliśmy problemy .... - spuściła głowę.
-Usiądź. - wskazałem jej miejsce na przeciwko mnie. Byłem omamiony, bałem się, że to sen i że ona zaraz zniknie. - Nie tak wyobrażałem sobie nasze spotkanie. Myślałem, że wpadniemy sobie w ramiona, że będę szczęśliwy, że jesteś.
-A co teraz czujesz? - spytała niepewnie.
-Złość, nienawiść. Jak mogłaś mnie zostawić? Wiesz ile ja Cię szukałem? Wiesz jak się martwiłem? Zdajesz sobie z tego sprawę jak trudno było mi przekonać fanki do tego, że nie jesteśmy z Taylor? Wiesz jak one ją hejtowały? Chociaż nie co Ciebie to obchodzi? Przecież Ty jesteś Victoria i każdy ma tańczyć jak Ty zagrasz. Ciebie nic nie obchodzi.
-Harry przestań... - powiedziała ze szklankami w oczach.
-Wiesz co, wyjdź. Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać. Daj mi trochę czasu. - odparłem.
-Okej, w razie co, jestem u Taty. - wstała i wyszła.
Ja opadłem na kanapę i nie wiedziałem, co mam na ten temat myśleć.....
sobota, 12 stycznia 2013
ROZDZIAŁ 53 - JESTEŚ PEWIEN, ŻE CHCESZ IM WSZYSTKO POWIEDZIEĆ?
12 tygodni później
Vicky tak jak pisała w pierwszym liście wzięła dziekankę i
nigdzie się nie przeniosła. Miałem nadzieję, że w końcu ją znajdę, że uda nam
się to naprawić, ale chyba nie.
Pakowałem ostatnie rzeczy mojej dziewczyny, chociaż w sumie… już byłej. Nie mam już siły wiecznie jej szukać, minęło już tyle tygodni. Może nie powinienem podawać się tak łatwo, ale przez to cierpią moi przyjaciele, a do tego tak cholernie zraniłem Taylor. Brakuje mi jej wsparcia, ale z tego co wiem, poznała jakiegoś chłopaka. Może z nim będzie szczęśliwa? Czuję, że ja nie dałbym jej tego, czego oczekiwała. Cały czas kocham Victorię, ale wiem, że muszę w końcu zacząć normalnie żyć.
Spojrzałem na zegarek. Miałem godzinę, aby dojechać do studia, w którym chciałem udzielić wywiadu, na temat mojego związku. Media wymyślały coraz to gorsze kłamstwa, chciałem, aby moi fani poznali w końcu prawdę.
***
-Jesteś pewien, że chcesz im wszystko powiedzieć? – spytał Paul, który zawsze był obecny przy wywiadach, w którym bierzemy udział, razem czy też osobno.
-Tak. – odpowiedziałem pewnie, chociaż w środku byłem przerażony.
-Chodź Harry, musisz zająć już swoje miejsce. – powiedziała urocza szatynka. Z głosu przypominała mi moją Vicky. Harry ogarnij się, powiedziałem sobie w myślach.
-3,2,1 …. akcja! – usłyszeliśmy.
-Witam was w programie Stars’ Decisions. Dzisiejszym gościem jest Harry Styles z One Direction. – powiedziała prowadząca Amy.
-Cześć. – uśmiechnąłem się do kamery.
-Otóż krążą plotki, że Twoja dziewczyna uciekła od Ciebie, bo zdradzałeś ją na prawo i lewo. Potem jeszcze związałeś się z Taylor Swift. Jak to wytłumaczysz? – spytała.
-Może zacznę od początku. – popatrzyłem w podłogę. – Gdy poznałem Victorię coś się we mnie zmieniło. Czułem, że zakochałem się naprawdę, bez ściemy. Gdy zgodziła się być moją dziewczyną, byłem najszczęśliwszy na ziemi. Oczywiście w naszym związku były wzloty i upadki, ale zawsze udało nam się dojść do porozumienia. Gdy zamieszkaliśmy ze sobą, przyznam, że bałem się, że nie będziemy umieli odnaleźć się w nowej sytuacji, bo jakby nie patrząc, oboje mamy inne przyzwyczajenia.
Dużo zmieniły hejty. Vicky przez to popadła w bulimię, schudła ponad dziesięć kilo. Myślę, że ta sytuacja nas wzmocniła. Potem mieliśmy występ w Nowym Jorku. To był jeden z najważniejszych koncertów w naszym życiu, myślałem, że jej nie będzie, ale jednak przyjechała. Podczas tego wyjazdu była dziwna, ale nie zwracałem na to uwagi, cieszyłem się, że jest ze mną. Wyjechała od nas wcześniej o dziesięć dni. Odliczałem godziny do tego, aż ją w końcu zobaczę.
Jak wracałem do domu, byłem szczęśliwy, bo wiedziałem, że w nim znajduje się moja dziewczyna, moja definicja szczęścia. Przeliczyłem się. W mieszkaniu było cicho i pusto. Wszystko było posprzątane, po ziemi nie walały się nasze ciuchy. W pewnej chwili pomyślałem, że pomyliłem domy, dopiero gdy wszedłem do kuchni i zobaczyłem kopertę z moim imieniem, zrozumiałem, że coś jest nie tak.
W liście napisała, że odchodzi, tak po postu. Chciała doznać czegoś nowego. – mój głos się załamał.
Pakowałem ostatnie rzeczy mojej dziewczyny, chociaż w sumie… już byłej. Nie mam już siły wiecznie jej szukać, minęło już tyle tygodni. Może nie powinienem podawać się tak łatwo, ale przez to cierpią moi przyjaciele, a do tego tak cholernie zraniłem Taylor. Brakuje mi jej wsparcia, ale z tego co wiem, poznała jakiegoś chłopaka. Może z nim będzie szczęśliwa? Czuję, że ja nie dałbym jej tego, czego oczekiwała. Cały czas kocham Victorię, ale wiem, że muszę w końcu zacząć normalnie żyć.
Spojrzałem na zegarek. Miałem godzinę, aby dojechać do studia, w którym chciałem udzielić wywiadu, na temat mojego związku. Media wymyślały coraz to gorsze kłamstwa, chciałem, aby moi fani poznali w końcu prawdę.
***
-Jesteś pewien, że chcesz im wszystko powiedzieć? – spytał Paul, który zawsze był obecny przy wywiadach, w którym bierzemy udział, razem czy też osobno.
-Tak. – odpowiedziałem pewnie, chociaż w środku byłem przerażony.
-Chodź Harry, musisz zająć już swoje miejsce. – powiedziała urocza szatynka. Z głosu przypominała mi moją Vicky. Harry ogarnij się, powiedziałem sobie w myślach.
-3,2,1 …. akcja! – usłyszeliśmy.
-Witam was w programie Stars’ Decisions. Dzisiejszym gościem jest Harry Styles z One Direction. – powiedziała prowadząca Amy.
-Cześć. – uśmiechnąłem się do kamery.
-Otóż krążą plotki, że Twoja dziewczyna uciekła od Ciebie, bo zdradzałeś ją na prawo i lewo. Potem jeszcze związałeś się z Taylor Swift. Jak to wytłumaczysz? – spytała.
-Może zacznę od początku. – popatrzyłem w podłogę. – Gdy poznałem Victorię coś się we mnie zmieniło. Czułem, że zakochałem się naprawdę, bez ściemy. Gdy zgodziła się być moją dziewczyną, byłem najszczęśliwszy na ziemi. Oczywiście w naszym związku były wzloty i upadki, ale zawsze udało nam się dojść do porozumienia. Gdy zamieszkaliśmy ze sobą, przyznam, że bałem się, że nie będziemy umieli odnaleźć się w nowej sytuacji, bo jakby nie patrząc, oboje mamy inne przyzwyczajenia.
Dużo zmieniły hejty. Vicky przez to popadła w bulimię, schudła ponad dziesięć kilo. Myślę, że ta sytuacja nas wzmocniła. Potem mieliśmy występ w Nowym Jorku. To był jeden z najważniejszych koncertów w naszym życiu, myślałem, że jej nie będzie, ale jednak przyjechała. Podczas tego wyjazdu była dziwna, ale nie zwracałem na to uwagi, cieszyłem się, że jest ze mną. Wyjechała od nas wcześniej o dziesięć dni. Odliczałem godziny do tego, aż ją w końcu zobaczę.
Jak wracałem do domu, byłem szczęśliwy, bo wiedziałem, że w nim znajduje się moja dziewczyna, moja definicja szczęścia. Przeliczyłem się. W mieszkaniu było cicho i pusto. Wszystko było posprzątane, po ziemi nie walały się nasze ciuchy. W pewnej chwili pomyślałem, że pomyliłem domy, dopiero gdy wszedłem do kuchni i zobaczyłem kopertę z moim imieniem, zrozumiałem, że coś jest nie tak.
W liście napisała, że odchodzi, tak po postu. Chciała doznać czegoś nowego. – mój głos się załamał.
-Spokojnie. – pogłaskała mnie po ręce Amy.
-Wracając do tematu. – powiedziałem. – Ja ją nadal kocham i czekam każdego dnia, aż się odezwie. Wynająłem detektywów, nic im się nie udało ustalić. Bardzo dobrze się ukryła. Zmieniła imię, nazwisko, pewnie w wyglądzie też zaszły zmiany, żeby nikt ją nie poznał. Każdego dnia chcę, aby pojawiła się w moich drzwiach, ale coraz częściej myślę, że to już nigdy nie nastąpi. Minęły już trzy miesiące. Spakowałem jej rzeczy, chcę zacząć życie na nowo, ale nie wiem czy mi się to uda.
-A co zrobisz jak ona się pojawi? Wybaczysz jej? – spytała prowadząca.
-Myślę, że tak, ale nie wiem jakie będą moje uczucia, gdy wróci. – odpowiedziałem.
-Co z Taylor?
-Nic. Ta cała szopka, została wymyślona przez Vicky. Nie chciała, aby ktoś wiedział o jej ucieczce. Ja nie potrafię kłamać.
-Myślisz, że ona teraz to ogląda?
-Nie wiem. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Jeżeli byś na sto procent wiedział, że tak, to co byś jej powiedział? – spytała Amy.
-Hmm.. Dużo rzeczy, ale wolę, aby usłyszała to jak będziemy sami.
-Dziękuję Harry i mam nadzieję, że wszystko Ci się ułoży w życiu. – podała mi rękę prowadząca. Uścisnąłem jej kruchą dłoń, a ona potem pożegnała się z widzami. Gdy wszystko się skończyło mogłem pojechać do domu. Położyłem się w naszym łóżku, patrząc na otwartą garderobę, w której było pełno kartonowych pudeł z Jej ubraniami…
-Wracając do tematu. – powiedziałem. – Ja ją nadal kocham i czekam każdego dnia, aż się odezwie. Wynająłem detektywów, nic im się nie udało ustalić. Bardzo dobrze się ukryła. Zmieniła imię, nazwisko, pewnie w wyglądzie też zaszły zmiany, żeby nikt ją nie poznał. Każdego dnia chcę, aby pojawiła się w moich drzwiach, ale coraz częściej myślę, że to już nigdy nie nastąpi. Minęły już trzy miesiące. Spakowałem jej rzeczy, chcę zacząć życie na nowo, ale nie wiem czy mi się to uda.
-A co zrobisz jak ona się pojawi? Wybaczysz jej? – spytała prowadząca.
-Myślę, że tak, ale nie wiem jakie będą moje uczucia, gdy wróci. – odpowiedziałem.
-Co z Taylor?
-Nic. Ta cała szopka, została wymyślona przez Vicky. Nie chciała, aby ktoś wiedział o jej ucieczce. Ja nie potrafię kłamać.
-Myślisz, że ona teraz to ogląda?
-Nie wiem. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Jeżeli byś na sto procent wiedział, że tak, to co byś jej powiedział? – spytała Amy.
-Hmm.. Dużo rzeczy, ale wolę, aby usłyszała to jak będziemy sami.
-Dziękuję Harry i mam nadzieję, że wszystko Ci się ułoży w życiu. – podała mi rękę prowadząca. Uścisnąłem jej kruchą dłoń, a ona potem pożegnała się z widzami. Gdy wszystko się skończyło mogłem pojechać do domu. Położyłem się w naszym łóżku, patrząc na otwartą garderobę, w której było pełno kartonowych pudeł z Jej ubraniami…
Subskrybuj:
Posty (Atom)